Pętla po Skandynawii – Start!

Wstęp

Korzystam z tego, że jeszcze jestem studentem i mogę sobie pozwolić na dość długą podróż. Pozostaje tylko, by wymyślić sobie jakiś dobry kierunek, a potem dorobić do niego drogę. Gdy ma się do dyspozycji dwa miesiące, ciężko byłoby kręcić się w kółko, trzeba wyznaczyć sobie jakiś konkretny cel do zrealizowania (dojechania). Pomysł na tę konkretną wyprawę nie był jakoś szczególnie skomplikowany (u mnie nigdy nie są). Kiedyś siedząc na uczelnianych zajęciach pokazywałem znajomemu zimową wyprawę Wilka na Nordkapp. Padło pytanie, „A daleko to?”. Po chwili Google Maps odpowiedziało, niecałe 3 tysiące kilometrów. Hmm, nie jest źle, pomyślałem. Za parę miesięcy powróciłem do tego kierunku. Ma on tą niewątpliwą zaletę, że „dalej się nie da”, to najdalej wysunięta droga na północ, połączona ze stałym lądem. Mimo, że należę raczej do ciepłolubnych, postanowiłem spróbować odmiany od upału (jak się potem okazało, nie do końca). Luźno sprawdziłem, co może być ciekawego po drodze, listę BIG, naszkicowałem trasę i wgrałem całość do GPSa. Plan, w zależności od wersji powrotu, oscylował pomiędzy 7-8 tysięcy kilometrów, bez szaleństw. Jeśli chodzi o stronę sprzętową zmieniło się niewiele, ten sam sprawdzony rower, hybryda szosy z trekkingiem. Jedyne co zrobiłem przed wyjazdem, to zmieniłem napęd (korba, łańcuch, kaseta) i linki. Namiot, po zimowej awarii, został zastąpiony o wiele wygodniejszym MSR Hubba Hubba. Doszła o wiele ważniejsza zmiana, mały kompakt Canona, został zastąpiony lustrzanką Pentax z dwoma kitowymi obiektywami. Wyszło to na dobre uwiecznionym obrazom. Ostatni egzamin zdany, ostatni projekt oddany. Zaklepuję bilet na prom w Tallinie, dając sobie nieco ponad 6 dni na dojechanie tam. Kraje bałtyckie potraktowałem tranzytowo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.