Wiedza to jest potęgi klucz. A niewiedza kosztuje. Czasu, nerwów i pieniędzy. Jak pewnie niektórzy wiedzą, jakiś czas temu wyremontowano drogę na przejście graniczne Irkeshtam. Droga jak droga, trochę ją wyprostowano i położono nowy asfalt. Bardziej istotnym faktem jest to, że zburzono dawne budynki przejścia, a nowe wybudowano w innym miejscu. Bardzo innym, jakieś 130 km stąd, za miastem Wuqa (Wucha). Nieuzbrojony w tą wiedzę, po prostu pojechałem na stare przejście.

Melduję się o 10 przy bramie. Za chwilę ściągają kogoś z angielskim, kto oznajmia mi, że jest problem, bo nie mam pieczątki w paszporcie, a tak w ogóle, to nie powinni mnie przepuścić na checkpoincie ( ten jest jakieś 100 km stąd). Miałem do wyboru, albo jechać z powrotem do Wuqa, a potem jeszcze raz na przejście, bądź wziąść takse za 100 juanów w jedną stronę. W praktyce tylko to drugie wchodziło w rachubę, bo miałem tylko dwa dni na wizie, za krótko, by obrócić w dwie strony i zdążyć na granicę. Zostawiam rower pod opieką celników i wsiadam z 4 innymi osobami oraz wąsatą złotówą do taksy. Za jakieś 3 godz jestem na właściwym przejściu. Tutaj w miarę sprawnie to idzie, bo byłem jedynym, kto o tej porze chciał się przeprawić w stronę Kirgistanu. Oczywiście to spowodowało, że byłem odprawiany przez całą grupkę celników.

Zainteresowanie zawsze przykuwa moje stare zdjęcie w paszporcie, bo mało jestem teraz do niego podobny. Kilkukrotne patrzenie na mnie, to na paszport, to norma. Za to fotka zawsze podoba się Chinkom. Dwie celniczki trochę się pochichrały, po czym jedna powiedziała, że na zdjęciu wyglądam uroczo. Hehe.

No dobra, paszport jest ostemplowany, ale muszę czekać, aż zbierze się kilka osób na taksę. Nie da się przetransportować inaczej, bo celnicy wydają ostemplowane paszporty wraz z przepustką dla złotówy. Także przerwa obiadowa, 2.5h. W czasie przerwy idę coś zjeść, przy okazji poznając potencjalnych współpasażerów. Ktoś tam z Uzbeka, ktoś z Chin, większość Kirgizy. Czekam aż ich odprawią.

Wynika nieciekawa sytuacja, ponieważ pasażerów jest 8, a ja 9, to złotówy chciały mnie wydymać. Czytaj oni po stówie, a ty białasie płać za całą 400. Jaasne, prędzej będę czekał do jutra, niż dam tyle hajsu. Robię dym. Gadka trochę dziwna, bo ja po rusku, a złotówa po Kirgijsku. Tłumaczenie przez Kirgizów. Moje stanowisko było proste, nie dam więcej niż 200 za takse. Całemu rabanowi przyglądała się para celników. Dla zaznaczenia, była to też ta celniczka, która komplementowała moją fotę z paszportu. Wyjaśniłem jej o co biega, chwilę pogadali między sobą. Jej odpowiedź była prosta, wszyscy jadą za sto, po 3 osoby w takse. Celnicy rządzą, bo wydają paszporty. Oczywiście potem całą drogę wąsata złotówa targowała się ze mną, by wyszło jej jednak 400. Jeden mocny argument po stronie złotówy, mój paszport w jego łapie. Stanęło na 150 juanów. Nie chciałem robić następnego dymu, bo na Irkeshtamie byliśmy może z 10 min przed zamknięciem.

Także ten, jeden dzień i 250 juanów w plecy na biurokratycznym gównie. Morał? Można mieć niewyjściową twarz, ale zdjęcie w paszporcie musi być picuś glancuś.