Kirgistan z gorszej strony

Tym razem pomyślałem, że zacznę od tyłka strony. Czyli nie od tego, co mi się tutaj podobało, a to, co mnie denerwowało. Nic ze strasznych rzeczy, wszak Kirgistan wciągnął mnie na tyle, że zwracałem sobie sprawy problemami i po prostu jeździłem.

Zasadniczo dwie sprawy zaszły mi za skórę, żule i dzieci. Kierowców pomijam, bo o ile kultura jazdy to dno, ale natężenie ruchu do dużych nie należy.

Zacznijmy od żuli. Muzułmański kraj, ale wódkę pije się tu tak jak w całym byłym Sojuzie. Zatem sporo osób ma problem z alkoholem, głównie gdy trzeźwieją. Problem pojawia się, gdy podjeżdżamy do spożywczaka na jakiejś wiosce. Oczywiście próbują wyłudzić coś na flachę. Nie są groźni, ze dwa razy musiałem użyć siły i odepchnąć menela. Byle nie za mocno, bo jeszcze biedak upadnie się i potłucze.
Raz jeszcze musiałem zareagować, gdy menel próbował „pomóc” z załadunkiem zakupów. Czytaj, podpierdolić coś przy okazji.
W Mongolii też takie zjawiska występują, w miastach. Tyle, że miast mało, to i nie zwraca się na to większej uwagi. Na stepie można co najwyżej spotkać mongolskich motocyklistów, którzy jadą gdzieś przed siebie, by usiąść gdzieś po środku niczego i na przykład pić wódkę lub zapalić papierosa. W przeciwieństwie do Kirgistanu, chińskie lekkie motocykle już dawno temu wyparły konie z użytku. Sama idea podróżowania takim wynalazkiem wydaje mi się nie gorsza od roweru.

Wróćmy jednak do Kirgistanu.
Dzieci. Plączą się wszędzie samopas, a ich okrzyk bojowy to „Hello, Turist, Turist!”. Można dodać jeszcze „Daj!”, „Dziengi daj!” i kilka innych. Strasznie wkurwiające. Zwykle tracą rezon, gdy zaczniesz gadać po rosyjsku.
Żywy przykład tego, co w kraju złego robi najazd turystów z zachodu. Czemu uważam, że to przez turystów? W tych rejonach, gdzie turyści się nie zapuszczają, problemu nie ma. Zasada „leave no trace”, powinna dotyczyć też takich spraw, a dzieci nie powinny kojarzyć każdego przyjezdnego z workiem na kasę.
Dzieciaki latają samopas, zupełnie inaczej niż w Chinach i Mongolii, gdzie dzieci są dobrze pilnowane. Biorąc pod uwagę wolnostojące transformatory, marne drogi i ogólne „azjatyckie podejście do bezpieczeństwa”, wiele z nich może mieć problem z dożyciem do dorosłości.
Jedna z bardziej denerwujących sytuacji przydarzyła się w drodze na przełęcz Santash. Droga w stanie złym, rynny po płynącej wodzie i walające się kamienie, trzeba walczyć, by podjeżdżać. Obok pojawia się dwóch chłopaczków na koniach, zaczynają coś tam zagadywać. W tej chwili ostatnią rzeczą jaką chcesz robić, to z kimś gadać, bo zadyszka spora. Mówię, żeby pojechali. Nic z tego, zajmują sporą część drogi, nie idzie jechać. Schodzę i pcham.
Jadą blisko, a jeden tak manewruje koniem, że nie mogę się poruszać – „O ty mały chuju”. Ustawia konia zadem w moim kierunku. Mało fajnie byłoby dostać kopytami. Schylam się po solidny kamień z drogi. W tym momencie skończyło się „śmieszkowanie”. Karakan odjeżdża z drugim, jeszcze coś pyskując pod nosem.

Oczywiście wszystko zależy od indywidualnego poziomu odporności na takie sytuacje. Mongołowie oczywiście też mogą być czasem denerwujący, ale to ze względu na ciekawość. Jak rozbijecie się zbyt blisko to będą wam zaglądać do gara. Nie ma tutaj jednak miejsca na podejście zarobkowe. W porównaniu do większości turystów, która zasuwa terenówkami i wypaśnymi motocyklami, to pomysł zwiedzania ich kraju na rowerze to taka bieda :)

Jestem ciekaw waszej opinii na temat denerwujących sytuacji z tubylcami, zwłaszcza, że to niezbyt chętnie poruszany temat na podróżniczych blogach. Nie ma co się bawić w zbytnią poprawność i twierdzenie, że wszystko jest ok.

Jedna myśl w temacie “Kirgistan z gorszej strony”

  1. Ktoś kiedyś pisał, żeby nie dokarmiać zwierząt (zdaje się, że trzy niewiasty, które podróżowały po stanach). W Koczkorze dzieci rzucały w nas kamieniami, bo nie reagowaliśmy na „Daj mnie diengi”. Dorośli też potrafią: okolice Czoplon Ata, przy kraniku z wodą – Ta woda jest niedobra, naleję wam lepszej w domu… A później powinszuję sobie 200 somów. Z pijaczkami do czynienia mieliśmy tylko raz – w Ak Tal, kawałek od Narynu, pili wódkę z butelek od wody mineralnej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.