Preludium, czyli dotarcie na Mageroyę
Przed przekroczeniem granicznego mostu uzupełniam zapas jedzenia po brzegi. Sklep na granicy jest dobrze wyposażony, a mi Euro chwilowo się nie przyda. Granica przekroczona, a chmury powoli zbierają się nade mną. Przed miasteczkiem ubieram kurtkę. Za nim zakładam już resztę deszczowego ekwipunku. Szaleństw na razie nie ma, ale po upale nie ma już śladu, zdecydowane ochłodzenie.Dookoła samo bagno, do fjordu zostało jakieś 40km, a ja po 180 km tego dnia nie zamierzałem przebijać dwusetki. Postanawiam rozbić się na przydrożnym parkingu. Podczas rozbijania namiotu zaczepił mnie Duńczyk ze stojącego nieopodal kampera i przyniósł ciepłą kolację. Ciepłe kiełbaski są dokładnie tym, czego mi trzeba. Zjadłem, podziękowałem i schowałem się przed komarami do namiotu.