Pozostaje jedna droga
Tym razem, mimo ogniska, komary lekko denerwowały w nocy. Pożytku z nierozkładania namiotu nie było żadnego. Droga nr 5 jest w niedzielę bardzo luźna i przyjemna. Przekraczam koło podbiegunowe, mimo tego słońce operuje mocno. Kolejno osiągnąłem miasto Kemijarvi, a potem tereny wzgórz między Pycha, a Lonto. Droga ciekawa i urozmaicona, w przeciwieństwie do drogi nr 4, którą przyjdzie mi teraz jechać aż do granicy. Podjechałem pod Sodankyla, by w poniedziałek zrobić większe zakupy. Niestety komary tak cięły, że zrezygnowałem z odpalania kuchenki i zadowoliłem się paczką Marie w ramach kolacji.Ostatnie miasta
Zwinąłem namiot i czym prędzej uciekłem od komarów w stronę miasta. Sklep okazał się zamknięty, więc najpierw zjadłem śniadanie, a potem uzupełniłem zapasy. Załadowany po brzegi ruszyłem na północ. Droga nudna i pełna much, dopiero przed Kanispua zaczyna się robić pagórkowato oraz pochmurnie. W miasteczku szybko lokalizuję wiatę przystankową, gdzie spędzam chwilę na przeczekanie deszczu. Spotykam tam młodą Filipinkę, która przyjechała tutaj do pracy (dalej nie można było, nie?). Trochę nie dowierza skąd i dokąd jadę. Gdy zaczyna słabiej padać chwilkę błądzę po mieście i wjeżdżam na górę. Na tej wysokości jest już tundra. Okoliczne pagórki rozdzielają systemy rzeczne północy i południa. Stąd już prosta droga do Ivalo, ostatniego miejsca, które można nazwać miastem. Jem tutaj obiad i obserwuję niecodzienną scenkę. Jakaś pani ogarnia pijaczka na ławce, dzwoni na komórkę, po czym pojawia się samochód. Wrzucają zalanego gościa i odjeżdżają. Dziwny widok. Jadę jeszcze kilka kilometrów za miasto, gdzie nad jeziorem znajduję miejscówkę. Jest tu już jeden gość, Duńczyk na starym motocyklu. Dołączam się i spędzamy razem wieczór. Wraca z Nordkapp i jedzie na południe. Wspominał coś o tym, że pogoda tam mało ciekawa, ale chwalił się, że i tak udało mu się tam wykąpać w morzu. Jak to ujął, „bez kąpieli Nordkapp nie jest zaliczony”. Brrr. Za to teraz jest ciepło, jest woda i łażące w krzakach renifery. Przedziwne miejsce.Rano zjedliśmy wspólnie śniadanie i każdy z nas ruszył w swoją stronę. Mi pozostała droga dookoła jezior, aż do skrętu na drogę 92. Tutaj jest już zupełnie inna bajka, szlak typu rollercoaster przez bagna i wietrzne pagórki. Podjechałem do ostatniego sklepu przed granicą, uzupełniłem zapasy i wjechałem do Norwegii.