Start
8 lipca, we wtorek, parę minut po 4.00, ruszam spod domu. Korzystając z pustki na drogach dojeżdżam do Okuniewa, a potem bocznymi drogami snuję się do Łochowa. Dość szybko robi się ciepło i przyjemnie. Przed Brokiem spotykam Litwina jadącego w przeciwnym kierunku. Wracał od rodziny w Wilnie, do Warszawy, gdzie mieszka i pracuje. Z jego relacji wynikało, że pogoda nie rozpieszczała go w ostatnich dniach. Chwilę pogadaliśmy i każdy ruszył w swoją stronę. Do Łomży jedzie się dość przyjemnie, drogę znam dobrze, a wiatr w plecy ewidentnie pomaga. W mieście robię dłuższego stopa, przy okazji dostając pierwsze pozdrowienia na trasie, przydadzą się.
Za miastem rozpoczyna się tłoczna droga do granicy, jadę nią dłuższy kawałek aż do Rajgrodu. Mały postój w trakcie funduje deszcz, zamieniając drogę w potok. Na nocleg odbijam w bok, do doliny Rospudy. Akurat, by jutro z rana zajechać do Suwałk.
Na Litwę
Po kawałku szutrem w dolinie, zajeżdżam do Suwałk, by zrobić zakupy przed granicą. Miasto znacznie zmieniło się od mojej ostatniej wizyty, spora część dróg została przebudowana, a za miastem powstała farma wiatraków.
Na północ stąd, zaczyna się mój ulubiony fragment w okolicy, sporo pagórków, długich zjazdów i dobrych widoków. W Wiżajnach wyzbywam się ostatnich polskich monet, po czym ruszam nieoznakowaną drogą do granicy, przez wieś Suwalskie. Po drugiej stronie czeka mnie kawał szutrowej tarki. Za miastem Gradziska kończą się krajobrazowe atrakcje, a zaczyna się rozgrzana patelnia. Nie mam przy sobie termometru, ale asfalt ładnie się topi. Jedyne zaburzenie w tej monotonii to dolina rzeki Niemen.