Na Łotwę
Rano jazda idzie wyjątkowo opornie, zajeżdżam do miasta na drugie śniadanie. Pod sklepem zagaduje mnie Litwin, któremu narzekam na płaskość. Kawałek za miastem modlitwy zostały wysłuchane, trafia się pagórkowaty i ładny fragment, okupiony dziurawą drogą. Tłukę się nią aż do Szawli, by zajechać na „Via Balticę”.Ryga
O poranku wita mnie kolejny słoneczny dzień, czas ruszyć do Rygi. Przeznaczam parę godzin na kręcenie się po mieście, wypracowałem wystarczająco duży zapas czasu, by się nie spieszyć.Miasto ma mocno postsowieckie naleciałości, komunikacyjne też. Przebijanie się tutaj z załadowanym rowerem to katorga. Za to jest co podziwiać, architektonicznie określiłbym to jako połączenie Gdańska i starej Łodzi.
Pozytywną niespodzianką było także wprowadzenie Euro na Łotwie, jedna waluta w portfelu mniej. Ciekawostką jest na pewno spotkanie z Jechowymi. Zostałem zaczepiony w trakcie odpoczynku w miejskim parku. Przybyli z Finlandii, by zbierać szeregi na Łotwie. Niewątpliwie byli przygotowani na każdą ewentualność, mając swoje gazetki również po angielsku ;)
Wydostanie się z miasta to jazda po czymś przypominającym albańską autostradę. Na szczęście kawałek dalej robi się normalna droga, długie proste i sosnowe bory. Jakiegoś polskiego kierowcę tak pochłonęły, że postanowił wjechać tam z naczepą.
Przejeżdżam przez następną granicę. Od razu zaatakowało mnie robactwo. Poratowałem się wjeżdżając na plażę, słońca jak widać nie lubią. Woda całkiem ciepła, ale żeby zanurzyć się całkowicie to trzeba by iść ładne setki metrów.