Za miastem droga prowadzi do innego ośrodka, Bulgan, od którego odbijają drogi do północ i południe. Pierwszy wariant, prowadzący aż do Murun, a następnie do jeziora Hovsgol, to świeży, gładki asfalt, przy którym za mojego przejazdu robiono ostatnie poprawki (wyrównywanie poboczy). Ruch jest minimalny, a droga do nudnych nie należy, kilka przełęczy zalicza się po drodze. Obok drogi znajdują między innymi wygasłe wulkany. Gdy spałem na przełęczy nieopodal, nie miałem pojęcia o ich istnieniu, ale na mapach satelitarnych są nadwyraz widoczne, a droga przechodzi tuż obok (wygina się łuk przy jednym z nich).
Nowa droga omija stare wsie. Jeśli ktoś ma interes tam zajechać, musi odbić w bok od asfaltu. Ja umyślnie zajeżdżałem do każdej, po wodę, zjeść coś w barze, zobaczyć czy nie ma tam czegoś ciekawego. W międzyczasie przez kraj przetaczała się kampania wyborcza do parlamentu. Wyjątkowo głośna i upierdliwa. Sztaby wyborcze obstawiały lokale po wsiach, z których leciała patriotyczna muzyka i przemówienia kandydatów. W naszych warunkach, ktoś na bank obił by im twarze za bycie nachalnym.
Teren jest praktycznie otwarty, więc wszelka niepogoda daje się od razu we znaki. Gdy zaczęło bardzo intensywnie wiać i lać, schowałem się za przepustem, bo deszcz padał bokiem. Nie trwało to na szczęście długo, ale od razu zainteresowali się mną przejeżdżający motocykliści. Czy wszystko w porządku i takie tam. Oczywiście, jak już stanęli, to przerwa, fajeczek itd. Motocykliści tutaj to nie są zwykli użytkownicy drogi, tylko pewnego rodzaju zjawisko. Prawie zawsze ubrani w tradycyjne mongolskie stroje, z kapeluszem lub czapką. Często wożą na motocyklach dużo tobołów, bańki z wodą, itd. Często jadą we dwóch. Typowym widokiem są motocykliści jadący gdzieś bez wyraźnego celu, by stanąć gdzieś po środku niczego, zapalić papierosa i gapić się w przestrzeń.