Epilog – do domu z Pragi

Wylądowałem w Pradze, pięć miesięcy i jeden dzień od rozpoczęcia podróży. Nigdzie mi się nie spieszyło, postanowiłem wrócić do domu, do Warszawy, na kołach. Najkrótszą drogą to niewiele ponad 700 kilometrów, ale ja najprostszych dróg nie wybieram.

Wypłaciłem trochę czeskich koron z bankomatu, zabrałem karton z rowerem, wyniosłem go przed halę lotniska i zacząłem składanie puzzli. Zamieniłem zużytą tylną tarczę hamulcową z przodem. Na asfalcie tylny hamulec niepotrzebny, a parę górek jeszcze będzie po drodze. Ledwo znajduję pedały, wrzuciłem je luzem do sakwy przytroczonej do roweru, ale w trakcie podróży po taśmociągach wyleciały do kartonu. Nauczka, zawsze wszystko przywiązywać do roweru na wypadek rozerwania kartonu.

Rower złożony, karton wywalony pod kosz od śmieci. Ruszam w drogę, ale zauważam, że na trawie obok terminala jest rowerzysta. Witam się po angielsku, ale gość nie reaguje. „aaa, ty ruski! Zdrastwujtie!”. Po chwili opowiedzieliśmy sobie nasze wycieczki. Rosjanin jechał z obwodu kaliningradzkiego wzdłuż wschodniej granicy Polski, a potem przez Ostrawę do Czech. Czekał na swój wieczorny samolot powrotny do Moskwy. Podarował mi resztę kartusza z gazem, trochę jedzenia i płatki owsiane, w pojemniku po odczynnikach chemicznych. Super, nie muszę tankować benzyny na start. Życzę powodzenia i ruszam na nocleg.

Lotnisko w Pradze. Udało się poskładać i odjechać przed zmrokiem

Ledwo zacząłem jechać, poważnie poczułem chłód na nogach. Przylot do Pragi, gdzie słońce nie świeci i w dzień jest w porywach do 10 stopni to wyjątkowo nieprzyjemna sprawa. Od razu zajeżdżam do jeszcze otwartego centrum handlowego przy lotnisku. Jest tutaj sklep sportowy, w którym szukam ciepłych spodni. Mam z tym drobny problem, bo po takiej wycieczce uda mieszczą mi się w bardzo nieliczne egzemplarze. W końcu znajduję wiatroszczelne spodnie, które są wystarczająco elastyczne, by przyjąć obecny rozmiar moich nóg. Płacę i od razu zakładam je na siebie, o wiele lepiej.

Po zmroku zostało dotrzeć do hostelu. Wybrałem jakiś budżetowy, ale dobrze położony, blisko centrum. Było w nim dość ciasno, rower przypiąłem na klatce schodowej budynku. Musiałem trochę wyrównać różnicę czasową, odespałem czas do końca doby hotelowej.

Most Karola i Wełtawa

Następnego dnia ruszyłem na małą wycieczkę po Pradze. Zjechałem nad Wełtawę i zrobiłem kilka zdjęć. Nie za bardzo miałem ochotę kręcić się tutaj do dnia następnego, więc podjechałem jeszcze na wzgórze Petrzyn i postanowiłem wyjechać z miasta.

Stary cmentarz w centrum

W drodze powrotnej ze wzgórza trafiłem na mały, klimatyczny cmentarz, który przykuł moją uwagę. Spędziłem tutaj kilka minut, zanim udałem się na wschód. Wybrałem w nawigacji opcję „prowadź po wszystkim” i udałem się możliwie jak najbardziej zadupiastą drogą.

Wylotówkę z Pragi zrobiłem po uboczach

Chwila postoju na pętli autobusowej. Matko, jak mi się nie chce jechać. Pokłady motywacji mam niskie. Wrzucam w siebie paczkę ciastek i wjeżdżam w Las Klanowicki. Tędy wydostaję się z obszaru miejskiego Pragi, na pola i wsie. Bardzo bocznymi drogami dojeżdżam przed Peczky i rozstawiam się na noc na polu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.