Epilog – do domu z Pragi

Chmury gęsto oplatają góry, ale ja jadę w drugą stronę

Następnego dnia obserwuję dziwne zjawisko, chmury wiszą nad górami, a tam gdzie jadę jest piękne słońce. W końcu temperatura jest do życia, można zasuwać. Jadę po Paczkowa, ale najpierw wydam resztę czeskich monet.

Polska!

Pyk i melduję się po drugiej stronie. Jako, że bawię się jeszcze w zbieranie gmin, droga stanie się teraz bardziej pokręcona. Mam dużo niezaliczonego terenu w Opolskim, także ruszam w mocno pokręcony zygzak.

Kościół w Nysie

Dzień wjazdu do Polski, to praktycznie ostatni słoneczny dzień na trasie. Następnego dnia, w zasadzie cały czas coś siąpi z nieba.

Mgły

Śpiwór jest już mokrą szmatą, na szczęście korzystam z uprzejmości kolegi w Strzelcach Opolskich. Załatwia mi ciepłe miejsce do spania i na przesuszenie śpiwora.

Stara kopalnia

Kolega ma chwilę wolnego, więc robimy wspólną wycieczkę na Górę Świętej Anny. W tych warunkach turystów zero, na terenie amfiteatru trwały ćwiczenia strażaków. Jedziemy jeszcze razem do kanału Gliwickiego, a ja odbijam na miasto Gliwice, które mam niezaliczone.

Dzień później, pokrętna droga prowadzi mnie przez Lubliniec i okolice Częstochowy. Jest tu sporo lasów. W jednym z nich, położonym przy magistrali węglowej, zatrzymuję się na noc. Niestety dzień następny był tak parszywy, że nie ruszyłem roweru nawet o centymetr. Nie chce mi się moknąć, więc siedzę sobie w namiocie i słucham deszczu. W końcu nigdzie mi się nie spieszy?

Drogi alternatywne do DK1

Czas skierować się w stronę Łodzi, gdzie kolejny raz będę miał okazję, aby wysuszyć śpiwór, kolejna osoba z forum rowerowego pomaga. Na Łodzi kończy się zbieranie gmin, dalsza droga jest mi już dobrze znana. Wystarczy dojechać.

Słońce!

Wyszło ostatni raz słońce. Bocznymi drogami na ostatni nocleg, pod Białą Rawską. Stąd kieruję się na Grójec i Górę Kalwarię. Czemu tak? Mieszkam po drugiej stronie Wisły, a nienawidzę przejeżdżać rowerem przez miasto, zwłaszcza będąc obładowanym.

Dojeżdżam przed Górę Kalwarię. Zaczyna się parokilometrowy korek, podejrzewam już powód. Jednak nie jadę szosówką, więc obieram żwirowe pobocze i zasuwam obok kawalkady aut. Dojeżdżam do ronda w mieście, droga na most na Wiśle zamknięta. Krótkie pytanie do policjanta, „Przejadę tam?”, „Taa, jedź!”. Zjeżdżam w dół, na most. Czołówka z TIRem, cała szerokość drogi zajęta. Jest przejście dla pieszych za barierką, gapie pomagają w przerzuceniu roweru na drugą stronę. Droga nr 50 to nie jest najbezpieczniejsza trasa w Polsce.

Po drugiej stronie Wisły skręcam na Glinki, tutaj zgarnia mnie kolega i razem jedziemy na obiad do Karczewa. Stąd już mam prostą drogę do domu, wzdłuż linii Otwockiej. Wpadam przed dom, tuż przed zmrokiem i deszczem. To był wyczerpujący finisz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.