Drabina Trolli
Na tej wysokości dobrze pizgało. Rankiem wszystko w chmurach, zwijam mokry śmierdzący namiot i ruszam jeszcze na szczyt przełęczy. Nie widać niczego specjalnego, więc zawijam się w dalszą drogę, do Dombas. Droga nudna, dojechałem do E136 i tędy właśnie, przejechałem w stronę kanionu rzeki Rauma.
Tutaj już było co oglądać. Szczyty gór chowały się w chmurach, a rzeka intensywnie opada w dół po licznych wodospadach. Nawet siąpiący deszcz nie zniweczył dobrego wrażenia. GPS dostaje świra, kanion jest wąski i odbija sygnał.
Po koniec dnia zostaje mi słynna Trollstigen, którą uważam za nieco przereklamowaną.
Zaletą tej drogi nie jest sam podjazd, a to co jest za nim. To jest naprawdę warte zobaczenia.
Jadę w dół, by na nocleg znaleźć się w bardziej osłoniętym miejscu, niestety dość bagnistym.
Geiranger
Rano start opóźnił deszcz, który zniechęcił mnie do wychodzenia z namiotu. Podgrzałem niedokończoną kolację i zjechałem w dół, by skorzystać z promu.
Podróż na drugą stronę fjordu nie trwała długo. Po niej dostałem do zrobienia 600m w górę, weszły dość powoli.
Za to dostałem w prezencie rewelacyjny widok na fjord i zjazd na poziom zero, by znów piąć się w górę. Mniej więcej do połowy szło mi dobrze. Gdy stanąłem, by coś zjeść, ruszyć ponownie nie było już tak łatwo. Podjechałem dodatkowo na Dalsnibbę, punkt widokowy nad fjordem. Niestety przez deszcz i chmury, widoki stamtąd do najlepszych nie należały.
Na krzyżówce z drogą nr 15 spotkałem grupkę sakwiarzy, którzy próbowali coś zdziałać z pękniętą obręczą. Poradziłem im nieco, ale muszą się toczyć powoli, najbliższy rowerowy jest daaaleko stąd.
Dokręciłem w stronę Lom, na wygodny parking z ciepłą wodą.