Ostatnie góry
Noc, o dziwo, była całkiem przyjemna. Obudziłem się w suchym namiocie, ze słońcem świecącym zza góry. Widoki bajeczne. Schowałem graty za szopą i pojechałem na przełęcz. Jak się okazało, punkt z bazy BIG był błędnie naniesiony, najwyższy punkt przełęczy jest bardzo blisko. Zwinąłem bagaż i pojechałem po ostatnią dużą przełęcz na drodze do Oslo. Droga E16, główna trasa do Bergen, jest modernizowana, przez co tranzyt leci dokładnie tędy, co i ja.
Przełęcz w końcu pada pod kołami, a za nią czeka wielokilometrowy zjazd do Gol. Decyduje się tam zakupić jedzenie na jutro, gdy wychodzę ze sklepu nudne siąpienie, na które już przestałem zwracać jakąkolwiek uwagę, zamienia się w ulewę. Nie zamierza przestać, więc zakładam przeciwdeszczowy komplet i jadę dalej. Są momenty, gdy przestaje, wykorzystałem jeden, by rozłożyć namiot i odpocząć.
Do Oslo
Rano oczywiście wszystko mokre, ale chmury na niebie nastrajały pozytywnie. Zjadłem, zwinąłem bagaż i udałem się dalej w dół rzeki.
Ponieważ nigdzie mi się nie spieszyło, spróbowałem pojeździć, idącym teoretycznie w tym samym kierunku, szlakiem rowerowym Bergen-Drammen. Miejscami nawet przyjemny, ale to głównie terenowa przeprawka, a nie coś, co ma iść w poprzek Norwegii. Ktoś, kto wymyślał przebieg i kijowe oznaczenie, powinien stracić tę robotę.
Dalej pojechałem tłocznymi drogami, 280, 282 i 35. Jazda do najprzyjemniejszych nie należała, ale znalazłem się już bardzo blisko Oslo.
Cel osiągnięty
Został finisz, z ładną pogodą. Namiot chowałem jednak zarosiały. Do Oslo pozostała dość tłoczna z rana i bardzo pagórkowata droga przez przedmieścia, lawirująca wąskimi drogami.
Teoretycznie w całej aglomeracji są tabliczki pozwalające na ominięcie autostrad i innych mało przyjemnych dróg, ale polecałbym jednak kierowanie się nawigacją, a nie nimi.
O 11 zameldowałem się na miejscu, by trochę odpocząć (ślad nieco ucięty).