Pętla po Norwegii

Blaho

Rano, tradycyjnie wręcz, wszystko zakrywały chmury. Niezbyt spiesznie udałem się do Lom, by zrobić zakupy na najbliższe dni. Trasa na wschód biegnie wzdłuż turkusowego jeziora, do Vagamo. Stąd rozpoczyna się podjazd na szczyt, Blaho. Gdy ruszam w górę, zaczyna padać. W deszczu, jadę po szutrze w górę, mokry od środka i od zewnątrz. Im wyżej, tym pada mniej. Na granicy lasu, około 1000m, kończy się ostre podjeżdżanie, a zaczyna droga po grzbiecie wzgórza. Spotykam także dwóch innych rowerzystów, jadących w dół. kolejny szczyt do zaliczenia, Blaho Poza tym jest zupełnie pusto, jedynie chmury i masa ptactwa. Gdy zbliżam się do szczytu, przechodzi chmura. Dzięki temu czasem widać doliny, a czasem nic. tutaj nie pada. Czemu? Jestem ponad chmurą :) Zjazd po mokrym nie jest zbyt szybki, zabieram rzeczy i ruszam do rozjazdu z drogą na Valdresflye. Tu posilam się przed zbliżającą się ulewą, która dopada mnie na podjeździe. Pada i pada, a ja szukam miejsca na namiot. Wszędzie wokół wymowne tabliczki „no camping”, próbujące wymusić postój na okolicznych kijowych i drogich noclegowniach. W końcu rozkładam się w miejscu, gdzie takowej tabliczki nie widać, może się nikt nie przypieprzy.

Valdresflye

Rano, jakże inaczej, padało. Ogólna, ponura piździawa zewsząd. W deszczu zjadłem śniadanie i zwinąłem namiot. Wszystko mokre, a i w nocy zbyt ciepło nie było. Góry Jotunheimen W tej przygnębiającej atmosferze ruszam na mały rollercoaster, na płaskowyż Valdresflye. Czasem widać ośnieżone szczyty i świeżo spadły śnieg. Chyba najwyższy czas stąd spieprzać, lato w górach Jotunheimen nieubłaganie się kończy. Na szczęście za drugą przełęczą zjeżdżam do doliny, gdzie jest całkiem ciepło. W tej miłej pogodzie zostanę już do końca dnia. Efektem ubocznym jest mało sprzyjający, zachodni wiatr. Pusto i mam słońce, dużo więcej nie potrzeba Zgodziłem się z sugestią nawigacji, by „skrócić” sobie drogę przez inny płaskowyż, Slettefjell. Ta droga jest o wiele ciekawsza. Szutrówka, całkiem przyjemna i dobrze utrzymana. Zaoferowała mi o wiele lepsze widoki. Za przełęczą robię postój i suszę śpiwór, który raczej przypominał mokrą szmatę. Schnie ekspresowo. Po wszystkim zjazd na poziom 500m i boczna droga wzdłuż jeziora, by potem znowu podjechać w górę. Na nocleg wylądowałem przy starej szopie, która trochę osłania od wiatru, ale w nocy może być ciekawie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.