Przez Ałaj do Osz.

Na Jiptyk!

Dzisiaj czekał mnie ciężki dzień. Ledwo kilkanaście kilometrów, ale za to jakich! Zjazd asfaltem do Osz byłby zbyt szybki i zbyt nudny. Z relacji martwejwiewiórki wiedziałem, że istnieje kilka innych dróg przez przełęcze Ałaju. Dróg to za dużo powiedziane, ale szlak przez przełęcz Jiptyk ewidentnie drogą był, widać ślady serpentyn. Kiedy był realnie używany, kiedy przestał być przejezdny, nie sposób znaleźć. Góry w tym rejonie są mało stabilne, osuwiska mogą zmienić krajobraz bardzo szybko.

Trochę się obsunęła

Łącznie mam do zrobienia 1000 metrów w górę, na prawie 4200 metrów. Pierwsze 500 metrów zajmie mi 3 godziny, to ta część, którą da się jechać. Następne 500 metrów zajmie już 6 i pół godziny. Na stare serpentyny osunęła się ziemia, istnieje tylko wąska, wydeptana ścieżka. Nie ułatwia przemieszczania stan moich sakw, których nie mogę od tak sobie przypinać i odpinać od roweru, bo najpierw muszę rozplątać sznury, którymi są przytwierdzone do bagażnika.

Końcówka to już tylko wnoszenie na raty

Przenoszenie to 3 raty – najpierw boczne sakwy, powrót, wór bagażowy, powrót i rower. Niezły spacerek. Widzę nad sobą zbierające się chmury, zmianę pogody czuć w płucach, ewidentnie obniżenie ciśnienia. Na końcówce brakuje mocy, a kiepsko byłoby się wywrócić w dół. Farmerski spacerek rekompensują widoki za plecami.

Po co to wszystko? Ano po to

Kilka fotek na szczycie i się zwijam. Widzę świeże resztki arbuza, czyli pewnie Ruscy. Podczas wspinaczki kilku piechurów, którzy schodzili sobie bardziej stromym podejściem. Montuję bagaż i zjeżdżam 200 metrów w dół, na jedyne wypatrzone płaskie miejsce. Załamanie pogody jest na serio, zaczyna prószyć śnieg. Chowam się do namiotu i w końcu uzupełniam trochę kalorii.

Nocleg trochę za przełęczą, przy prószącym śniegu

Niektórzy twierdzą, że spanie na wysokości nie jest zbyt efektywne, za mało tlenu itd. Dla mnie śpi się rewelacyjnie. Rano nie ma już śladu po śniegu, można próbować jazdy w dół. Daleko nie zjechałem, muszę znowu odpinać sakwy.

Co oczywiście nie oznacza, że jest łatwiej. Tutaj musiałem już zdjąć wszystko, bo miejsca tylko na stopę

Ścieżka jest bardzo wąska, miejsca na jedną stopę. Aby przenieść rower, muszę go trzymać jedną ręką po stronie urwiska. Takich przeniosek mam około dwóch. Dalej da się powoli jechać w dół, intensywnie używając hamulca i przerzucając przednie koło przez większe kamienie.

Zbiera się na opady, więc czym prędzej jadę w dół (co będzie miało swoje skutki)

Zbiera się na większe opady, także grzeję hamulec i nie zatrzymuję się w drodze w dół. To był błąd, który odkryję, gdy dojadę do Osz.

Za pierwszymi chatami pasterzy droga staje się równiejsza, wyzbierana z dużych kamieni, można dalej tracić metry w dół oraz obserwować zmieniający się krajobraz.

Znowu wszystkie kolory gór

Przejeżdżając przez wiochy porównuje sobie wszystko z Mongolią i jestem pozytywnie zaskoczony, że chaty wyglądają na porządne, a śmieci nie walają się po obejściu.

Ławeczka przy wodospadzie

Są nawet takie urocze miejsca, gdzie można przysiąść przy wodzie i odpocząć.

W kanion

W pobliżu pomnika pantery, wątpliwej urody, droga spotyka się z inną, prowadzącą do sąsiedniej doliny. Wjeżdżam do wąskiego kanionu. W drugiej dolinie znajduje się kopalnia, co za tym idzie jest trochę ciężarówek, które unoszą tumany pyłu. Po tym mało przyjemnym fragmencie dojeżdżam do wsi Papan. Jest tutaj kilka sklepów, które już są o tej porze zamknięte. Zajeżdżam do baru na końcu wioski, poza śniadaniem niewiele jadłem. Są samsy, proszę o 4 sztuki i czaj. Podgrzane w piecu smakują rewelacyjnie. Po zjedzeniu takiej porcji ledwo się ruszam, jadę jeszcze kawałek i rozbijam się po zmroku nad rzeką. Zjechałem z 4000 metrów na 1300.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.