Region Araukarii

Rano kończę odcinek asfaltowy w miejscowości Liucura. Tutaj jest punkt odprawy granicznej dla wybierających się do Argentyny. Tutaj też kończą trasę busy, którymi podjechała mała ekipa rowerowa na niedzielną przejażdżkę. Chwilę jedziemy razem w górę Bio-Bio, po mocno pagórkowatej trasie.

Wzgórze po prawej o roboczej nazwie "Rutkowski"

Rolnicze krajobrazy bliższe Argentynie oraz brak wulkanów na horyzoncie. Szutrami docieram do Icalma, kolejnej wioski przy granicy. Ta za to jest już mocniej oblegana przez turystów, ze względu na pobliskie jezioro o tej samej nazwie. Można za to skorzystać z jadłodajni i kupić piwo na wieczór.

Zachód nad doliną Tacura

Ruch samochodowy na zachód, w stronę Melipeuco jest już solidny. W weekendy następuje kumulacja turystów. Dzień kończę po drugiej stronie przełęczy, z widokiem na dolinę. Tutaj będę miał dłuższy postój. Prognozy zapowiadają deszcze, więc lepiej mieć wygodne miejsce na łączce, niż gdzieś nad rzeką.

Z rana lało, więc wstałem dobrze po południu

Prognozy pogody dla Chile są zwykle bardzo trafne. Miało lać i lało. Rano słysząc deszcz przewróciłem się na drugi bok i poszedłem spać dalej. Dopiero gdy zaczęło się przejaśniać, zwinąłem namiot. Moja osoba także w niczym nie przeszkadzała właścicielowi łączki, który pozdrowił mnie podczas śniadania.

To nie są drogi dla szosówek

Ruszyłem i zjechałem 500 metrów w dół do doliny. Tutaj ponownie mży. Wybieram się na terenową trasę przez Paso Llaima. Trasa ta bardzo wydatnie skróci mi drogę, choć jeszcze nie wiem czego się spodziewać. Oznaczenie jej jako „szlak” może oznaczać wszystko. Przed rozpoczęciem wspinaczki w górę ponownie uzupełniam kalorie. Pusty żołądek wydatnie by przeszkadzał. Na początek ostry podjazd po serpentynkach, prosto w chmurę. Idzie powoli, częściowo na wpych. Jakieś 600 metrów w górę na 6 kilometrach, więc łatwo policzyć średnie nachylenie.

W międzyczasie mijam kolejne wodospady na pobliskiej rzece, ale dopiero te ostatnie będzie widać zza chmur. W pobliżu znajduje się punkt CONAF i wejście na szlaki na wulkan Sollipulli. Ten warto zobaczyć, ze względu na kalderę wypełnioną lodowcem. Tylko przy tej pogodzie mija się to z celem.

Czasem coś się przejaśni

Za wejściem na szlaki droga wypłaszcza się. Jeszcze tylko mijam budujące się kwatery dla turystów i dobijam do bramy. Teren prywatny i tabliczka z ostrzeżeniem przed psami. Nie zraziło mnie to za mocno, otwieram skrzydło i przeprowadzam rower. Psa żadnego nie ujrzę, żaden normalny w tą pogodę z budy nie wyjdzie.

10 stopni, deszczyk, chlup, chlup, byle do przodu

Mijam z oddali domek i wjeżdżam na szlak. Ten prowadzi to raz po jednej, raz po drugiej stronie rzeki. Rzeka wypływa z lodowca, więc zbyt ciepła nie jest. Mimo to, cieszę się jak głupi, bo właśnie takiej drogi szukałem. Poza paroma chodzącymi tu i ówdzie krowami, żywych ssaków dookoła brak. Po jakimś czasie droga odbija od rzeki, by osiągnąć niezbyt wysoką przełęcz Llaima. Stąd już bardzo blisko do Argentyny.

Byłby ładny widok bez chmur

Po drugiej stronie las jest bardziej przerzedzony i gdyby nie chmury, widać byłoby całkiem dużo. Droga w dół będzie zaliczała każdy strumień, zjeżdżając w dół do brodu i z powrotem w górę. Przejadę jeszcze kawałek i zaparkuje rower z boku drogi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.