Czeka mnie ostatni odcinek drogi na południe. Będę bawił się w poszukiwanie drogi, choć nie zawsze zakończy się to powodzeniem.
Po wczorajszej ulewie niewiele zostało, tylko kałuże tu i ówdzie. Ruszam czym prędzej w stronę następnego regionu, noszącego nazwę „Regionu Rzek”. Główna asfaltowa trasa prowadzi przez Lican Ray i Conaripe. Są to dość turystyczne i gęsto zamieszkane miejsca, ale na szczęście sezon powoli się kończy. Za Conaripe trafiam na przebudowę drogi. Tutaj mam atrakcje w postaci świeżo rozgrzebanej podbudowy i kolejnych mijanek. Także pomimo dość ładnej okolicy, ciężko było czerpać radość z tego odcinka. W tej chwili jest już raczej po przebudowie i położeniu asfaltu. Odcinek za Rio Hueico był już z nową nawierzchnią. Podróż po asfalcie kończę w Liquine. Tutaj uzupełniam kalorie na ciężki odcinek drogi w górę. Z poziomu 300 metrów na 830, na odcinku 5,7 kilometra, czyli średnio około 10% nachylenia. Droga jest bardzo wąska, więc chcąc się wyminąć z autem, trzeba się zatrzymać. Potem jest ciężko ruszyć. Udaje mi się podjechać całość trasy i zapakować się z namiotem na łączkę. Jestem blisko zabudowań, więc tu i ówdzie szczekają psy. Jednak dopiero smażenie przeze mnie kiełbasy doprowadziło je do szału.
Rano mam całkiem przyzwoitą pogodę. Idę poszukać drogi, co do której mam poważne przypuszczenie, że istnieje. Na początku nawet nie wsiadam na rower, to nie ma sensu. Na początek omijam czyjąś miedzę i prowadzę rower z grubsza równolegle do płotu. Płot niebawem się kończy, aby połączyć się z powrotem z właściwą ścieżką muszę trochę ponosić rower. Trafiam na starą, nieuprzątniętą drogę zrywki. Tak jakby ktoś zaczął wycinki i ich nie skończył. Widać ponadto, że nie jest to pierwsza „generacja” lasu. Niewykarczowane, pozostawione korzenie, są ogromne.
Po przeciskaniu się po pozostawionych pniach i po rowach, którymi ściągano drewno, docieram do ogrodzenia Huilo Huilo. Cóż to za dziwna nazwa? Region ma bogatą historię, zarówno w pozyskiwaniu drewna, jak i komunistycznych bojówek, które miały tutaj schronienie i zaplecze popierających ich robotników. Komuniści tłukli się tutaj z wojskowymi od Pinocheta. Bojowników w większości zabito. Teren przejęło państwo, a następnie rozsprzedało pod koniec lat 80, w niejasnych okolicznościach, chilijskim miliarderom. Komunistów i drwali już tu nie ma. Jeśli ktoś tu pozyskuje drewno, to raczej ludzie z wiosek na swoje własne potrzeby. Fundo Huilo Huilo przejął jeden z miliarderów, robiąc z tego miejsce odpoczynku i rozrywki dla bogatych. Bardzo krzywo patrzą, gdy ktoś im się plącze po terenie.
Nie mniej po tej stronie ogrodzenia zrobiło w miarę jezdnie, można w końcu wskoczyć na siodło. Przy skrzyżowaniu dróg odbijam w lewo i docieram do ścieżki nad jeziorem. Tutaj jest kilka powalonych drzew i spory placyk wraz domem. Za nim zaczyna się przejezdna droga.
Starałem się tak wybierać drogi, by trafić do Neltume. To przyjemna, dobrze utrzymana trasa, praktycznie cały czas w dół. Po drodze są przynajmniej ze cztery zamykane bramy dla bydła, które trzeba otworzyć i zamknąć za sobą. Finalnie ląduję kawałek na zachód od Neltume, na głównej drodze. Co ciekawe, jest tu droga dla rowerów wymalowana na poszerzonym poboczu. Ciągnie się w od Puerto Fuy do krzyżówki przy Choshuenco. Skręcę w stronę wschodnią, by przebadać, czy da się przedostać na południową stronę rzeki Fuy. Miałem pewne podejrzenie, że da się dostać przez teren Fundo Deposito. Niestety wygląda to tak.
Zamknięte na cztery spusty. Brama, most i cieć na wjeździe. Trudno, tu się nie da. Wzdłuż rzeki jest kawałek singletracka, to przynajmniej się przejadę w drodze powrotnej. O dziwo singletrack kończy się w ten sposób, że wylatuje się po drugiej stronie szlabanu, prosto na kolejny most na rzece. Niestety tutaj zbyt długo zastanawiałem się nad mapą i przyuważył mnie cieć w budce. Też nie udało się wjechać. Czy w ogóle jest możliwe przejechanie przez teren południowego Huilo Huilo? Zasadniczo tak, o ile przyjedzie się z przeciwnej strony (od południa). Można też zabrać się na prom i obrać fragment szlaku GPT po drugiej stronie jeziora Pirihueico. Obie opcje średnio mi odpowiadają, więc odpuszczam Huilo Huilo. Jadę w kierunku Choshuenco, by przetestować przejezdność jeszcze innej dziwnej drogi.
Docieram pod miejscowość Enco. Na noc ląduję na łączce przy rzece Rio Blanco. Jedno z lepszych miejsc na namiot.