Wschodnią stroną Andów

Ostatni kawałek drogi przez zadupie. Jeszcze tylko przejazd przez pole naftowe i dojeżdżam do miejsca o nazwie El Sosneado. Tutaj znowu dołączę na główny przebieg Ruty 40 i dotknę kołami asfaltu. Jest tutaj spora stacja benzynowa, można zatankować chłodne napoje z lodówki, siorbnąć internetu i złapać oddech. Zanim to jednak nastąpi, jest kawałek dość marnej szutrówki.

Gdzieniegdzie szyby naftowe

Wyjazd na asfalt to rozpoczęcie walki z wiatrem. Ten wieje dziś od zachodu. Na szczęście droga skręca zaraz na południe. Z bocznymi podmuchami można jechać, nie mam długiej drogi. Przede mną miasto Malargue. Spory ośrodek turystyczny, głównie w sezonie zimowym. Są sklepy sportowe marek wszelakich. Poza tym, jest to ośrodek przemysłowy. Lata temu, w pobliskich górach wydobywano uran. Składowisko skały płonnej jest tuż za miastem.
Teren przed Malargue jest całkiem gęsto zadrzewiony, więc jedzie się łatwiej. Skorzystam z okazji i zajadę na kemping miejski, zaraz po zakupach. Niestety jest tu głośniej niż w Barreal, bliżej centrum i więcej ludzi. Jednak lepsze to od wygwizdowa na następnych kilometrach drogi.

Wedle większości klasyfikacji, do Patagonii jeszcze nie dotarłem, ale symbolu rozpoznawczego już doświadczam. Wieje i będzie wiało. Czasem znośnie, czasem mniej. Trochę doświadczenia jednak już mam, póki poruszam się w linii z grubsza prostej, jest dobrze. Po kilkudziesięciu kilometrach droga znowu odbije na zachód. Na szczęście rzeźba terenu jest urozmaicona, jest mała przełęcz do zrobienia.

Droga za Malargue

Zatrzymuję się przy barierce, by wchłonąć kilka kilokalorii. Moja osoba na tym wypizdowiu zainteresowała grupkę motocyklistów, która chciała sobie zrobić ze mną zdjęcie. Jednak jeden z nich nie docenił wiatru, który położył go wraz z motocyklem. Rower zawsze podnosi się samemu, do ciężkiego sprzętu potrzeba już pomocy. Pora dokręcić do punktu kontrolnego – Bardas Blancas

Przed Bardas Blancas

Mała miejscowość pod dużą górą. Jest tutaj skrzyżowanie czterdziestki z trasą do granicy. Do Chile pojedzie większość aut, nie bez powodu. Rozgrzebana droga zaczyna się jeszcze przed Bardas. Następna zamieszkana okolica ponad 100km stąd. Może by tak coś zjeść? Kręcę się chwilę w poszukiwaniu jadłodajni. Zachodzę w jedyne otwarte miejsce, gdzie nikogo poza dwoma lokalsami nie ma. Właściciel wygląda na zdziwionego, ale szybko się ogarnia. Dostaję wielką michę z kurczakiem. Mam wrażenie, że to był test – czy jestem w stanie to zjeść? Oczywiście. Tylko poruszać się jest trochę gorzej. Z pozdrowieniami wytaczam się na drogę. Chmury wiszą i zbiera się na burzę. Dostaję wiatr w plecy, ale się jedzie! Kilkadziesiąt kilometrów wzdłuż Rio Grande mam świeży asfalt, z rzadka przerywany niedokończonymi fragmentami. Te mogę przejeżdżać bez zwalniania, po coś się ma amortyzator. Udaje mi się odjechać od burzy.

Droga w przebudowie

Dzień dziecka kończy się niedługo później, droga na dalszym odcinku jest rozgrzebana. To ten jeden z niewielu jeszcze niewyasfaltowanych fragmentów południowej Ruty 40. Ponoć budowa ślimaczy się już wiele lat.

Jedna z wielu "Rio Grande", wrzyna się w wulkaniczne skały

Dojeżdżam do kolejnej ciekawostki, pola wulkanicznego La Payunia. Poza jednym dużym wulkanem, pełno jest tutaj małych stożków i wulkanicznych skał. Przez nie przeciska się też Rio Grande, w wąskim kanionie. W tym księżycowym krajobrazie rozbiję się na noc. Trzeba do tego poszukać jakiegoś piaszczystego kawałka, z dala od drogi.
Podczas gapienia się w mapę, często odkładam rękawiczki pod tylny worek na bagażniku. Oczywiście z tego miejsca dosyć łatwo wypadają. Tym razem zapomniałem o nich i pojechałem na miejsce noclegu. Po rozstawieniu namiotu, zdecydowałem się na mały spacer z czołówką po drodze. Po jakimś kilometrze znalazłem zgubę.

Cyk, na drugą stronę

Droga przecina ostatni raz Rio Grande i odbija na zachód. Na szczęście ponownie zaczynają się zakręty i pagórki. No i po paręnastu kilometrach wraca asfalt. Widzę pierwszy raz dziwne chmury, potem domyślę się już co oznaczają.

Takie chmury zwykle oznaczają jedno, będzie wiało

Powoli docieram do mostu przed Barrancas, granicy następnej prowincji. Przed mostem wyprzedza mnie grupka motocyklistów, ale zaraz za mostem zgarnia ich na kontrolę policja. Pomimo masy punktów kontroli po drodze przez Argentynę, nikt się mną nie interesował. Tablica obok policjantów informuje – witamy w Patagonii. Chwilę po tym dostaję wiatrem w pysk. Wtoczenie się do Barrancas jest bardzo powolne. Usiadłem tylko na chwilę w parku miejskim, by odpocząć. Obok jest kran z wodą, można się zatankować. To może się przydać, by nie odfrunąć. Za miastem mam kawałek z wiatrem prostopadle do kierunku jazdy. Co i rusz rzuca mnie po pustej drodze.

Po skręcie na zachód zaczyna się już tempo spacerowe. Przy dużych podmuchach prędkość spada do zera. Wysiłek wkładam do dociągnięcia za przydrożne skały. Namiot warto rozbić z osłoną od tego czegoś.

Czapka z chmur nad Wulkanem Tromen

Rano wieje słabiej. Mam jeszcze kilka kilometrów do Buta Ranquil. Te małe miasteczko jest schowane w dołku pod wulkanem Tromen. Jest tu spory market. Uzupełniam energię na kolejny odcinek. Czas wyjechać na ostatni wygwizdów na mojej trasie po czterdziestce.

Wietrzna droga do Chos Malal

Następne miasto, Chos Malal, to około 90 kilometrów. Wieje, ale słabiej niż wczoraj. Na pagórkach spotykam jadące z naprzeciwka Kanadyjki. Odwrotna od zwyczajowej trasa, czyli z Ushuaia w górę. Też mają Hubbę Hubbę NX, też narzekają. Dla odmiany na inne elementy niż ja. Poszły suwaki i stelaż. Stelaż wysłali zamienny, ale suwaki to „wszyjcie sobie same”. Cóż, ciężko chyba w tej chwili o dobry, lekki namiot na te warunki.

Ciekawska kura na kempingu

Nieco wykończony, docieram do Chos Malal. To duże miasto. Idę na łatwiznę i zajeżdżam na kemping, ostatni po tej stronie gór.

Droga z Chilecito to był szybki odcinek, średnia powyżej 100km na dzień, choć asfaltu unikałem jak mogłem. Pora na coś z zupełnie innej beczki, czas skierować się kolejny raz do Chile.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.