Na Irkeshtam

Nazajutrz, myśląc, że będzie fajniej, wybrałem gruntową drogę. Niestety, jej ciągłość przeciął nowo wybudowany kanał. Jedyne co się udało, to upieprzyć się w błocie. Wróciłem do bardziej ubitych traktów.

Do Kaszgaru dojechałem kręcąc się po drobnych, wioskowych uliczkach. Miałem okazję zobaczyć trochę życia Ujgurów. Wszystkie twarze świata, od rysów europejskich, do wschodnioazjatyckich. Część kobiet zasuwa w hidżabach, część z gołymi głowami. Nie mniej śmieszy mnie kombinacja hidżab i dupa w leginsach. Na logikę nie wydaje się to „halal”.

Zanim dojadę do Kaszgaru, zauważam, że brakuje mi 2 szprych. Czas na poprawki w tylnym kole, na szczęście ostatnie w tej podróży.

Stopniowo, coraz bardziej tłocznymi ulicami, dojeżdżam w okolice starego miasta. Lokuję się w Old Town Youth Hostel

Old Town Youth Hostel

Mam trochę czasu, ale i parę spraw do załatwienia. Musiałem kupić nowe buty, bo stare miały już dziury, a ich rozpad był kwestią czasu. Udało się dorwać trekkingowe, skórzane buty w rozmiarze syy-syyga (44), ostatnim numerze, który jest w normalnej, chińskiej rozmiarówce.
Załatałem wyrwaną dziurę w sakwie, przy pomocy zebranej z drogi dętki od motocykla i kleju dwuskładnikowego.

Próbowałem też załatwić naprawę starego telefonu, żeby dobrać się do jego zawartości. Niestety nic z tego, w wielkim centrum, gdzie były warsztaty naprawy telefonów, każdy patrzył na niego i machał przecząco głową. Był to Sony, „Japońców nie naprawiamy”. Kurde, a w Kucha jakoś się dało?
Tak czy inaczej, udało się sprawić, by nowy telefon był trochę bardziej używalny.
Ściągnąłem przez apkmirror potrzebne aplikacje. Dogadałem się z jedną hinduską i użyłem jej VPNa, aby móc zresetować hasło do swojego hostingu. Stąd miałem już plik z hasłami i dostęp do reszty serwisów.
Spotkałem też innego Polaka, który przyjechał z przeciwnej strony stopem. Pomogłem mu z załatwieniem chińskiej karty SIM. Zapytałem przy okazji, czy potrzebna mu jeszcze ta kirgiska? Skoro nie, to ja chętnie wezmę.

Skuter to główny środek lokomocji

Dobrą sprawą jest wcześniejsze załatwienie sobie waluty, bo obecności bankomatu w Sary Tash nie rozpatrywałem. Na szczęście, w pobliżu hotelu Qiniwak siedzi dwóch cinkciarzy. Jeden dla picu prowadzi kiosk, a drugi rozgląda się za białasami na ulicy. Świeże kirgiskie banknoty i rozsądny spread (10%), klienci zadowoleni.

W hostelu kręci się jak zwykle masa ludzi, trochę z zagranicy, trochę Chińczyków, jest z kim pogadać. Jest też grupka rowerzystów, która przyjechała z Irkeshtamu. Wszyscy mówili, że wsadzili ich na taksę i tyle było z jazdy od granicy. No, ale ja jadę w drugą stronę i jestem z kraju wiecznych kombinatorów.
Jeden z nich chwalił się chińską wizą, na 3 miesiące i dwa wjazdy! Taką mu wklepali w tamtym roku w Gruzji. Po taaaaką wizę to opłacałoby się wziąć tani lot do Tbilisi i z powrotem. Jednak szansa, że dalej jest taka „promocja”, jest nikła.

Jest też grupka chińska, która przyjechała tutaj z Tybetu, chwalą się zdjęciami. Niestety, region jest jeszcze bardziej niedostępny od Sinciangu dla białego turysty. Dosiedliśmy się do stolika pod wieczór. Nie wszyscy z nich rozumieli po angielsku, ale żaden to problem. Dwóch starszych panów popijało chińską wódkę, zagryzając samsami (bułki z tłustymi kawałkami baraniny). Razem z pewną Brytyjką zostaliśmy poczęstowani jednym i drugim, nie odmówiliśmy. Dziewczyna w teorii była wegetarianką, ale nie wzbraniała się, jeśli ktoś częstował ją mięsem. Wódka bardzo dobra, czysta i nie capiła, jak wszystkie lokalne wynalazki. Destylarnia w Pekinie, cena 3 juany za 100ml 56% trunku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.