Nad Issyk-Kul

Następnego dnia, po ponurych chmurach nie było już śladu. Dojeżdżam do głównej, asfaltowej drogi. Została ona niedawno wyremontowana, toczą się ostatnie prace. Jest to istotna, tranzytowa trasa, którą trafiają towary z przejścia granicznego Torugart do Biszkeku i dalej. Zapewne znowu z chińskim finansowaniem.

Przy wjeździe od zachodu

Zrobiło się bardzo ciepło, po zimnie gór nie ma tu śladu. Dojechałem do Narynu. Jak sama nazwa wskazuje, miasto zlokalizowane jest nad rzeką Naryn, głównie na południowym brzegu. Przejechałem całość wzdłuż i wszerz, szukając kilku rzeczy, na przykład kleju do łatek (skończył się). Informacyjnie, największy sklep znajduje się przy ulicy Orozbakowa, w pobliżu bazaru. Były nawet irańskie daktyle, w które chętnie się zaopatrzyłem.
Spotkałem dwóch Belgów, którzy przyjechali na krótki urlop. Zapytałem się o jakąś taśmę naprawczą, co by załatać wielką dziurę pod kolanem w jedynych wiatroszczelnych spodniach, które posiadałem. Niestety, kawał srebrnej taśmy utrzymał się na nich maksymalnie około godziny.
Miasto sprawiło na mnie wrażenie dość ponurego, które marnie przeszło transformację ustrojową. Moją uwagę przykuła masa dzieciaków z baniakami, którzy po miejską wodę muszą chadzać do hydrantów przy głównej ulicy.

A za miastem dolina Narynu

Pod koniec dnia, gdy upał zelżał, wybrałem się w górę Narynu. Na nocleg rozbiłem się blisko drogi, starając się nie wpieprzyć nogami w jakiegoś węża.

Następny dzień, wracam w wysokie góry. Droga na razie wiedzie przez wiochy. Pomiędzy wiochami szuter, a pomiędzy zabudowaniami asfalt. W jednej z ostatnich osad ze sklepem wsuwam śniadanie. Tutaj miałem małą utarczkę z miejscowymi żulami. Gdy pakowałem prowiant do sakwy, jeden z nich wyciągnął łapy do sakwy, że niby pomaga. Idzi ty na chuj. Nie panimajesz durak? Słowo nie pomogło, więc odepchnąłem jednego i drugiego pijanego chama. Równie szybko odjechałem, żeby zbyt szybko nie otrzeźwieli.

Za mną lodowce na granicy z Chinami

Reszta drogi jest już bardziej odludna i spokojniejsza. Przekraczam Naryn i podążam drogą do kanionu Małego Narynu. Warto spojrzeć się za siebie, od południa widać ośnieżone granie. Za to z przodu czeka mnie widowiskowa droga nad szumiącą wodą.

Można polecić

Szlak jest miejscami wymagający i trzeba trochę podepchnąć. Ruch samochodowy skromny, jakaś stara Wołga może się trafić. Nawierzchnia utrzymywana w stanie całkiem akceptowalnym. Mosty są, czego chcieć więcej.

Kawałek dalej nawet ktoś żyje i uprawia ziemię

Za kanionem znajduje się kawałek płaskiego, ostatnie pola i wieś. Za wsią jest betonowy most, gdzie robię sobie przerwę. Słońce zachodzi, a temperatura spada.

Koniec wiosek na wiele kilometrów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.