Nad Issyk-Kul

W nocy dobrze mnie wytrzęsło z zimna. Jednak z rana słońce przygrzewa, można śmiało ruszać dalej. Teraz czas na decyzję, którą drogę wybrać? Postanawiam odbić w bok, w mało uczęszczaną drogę do doliny rzeki Burhan.

Ja wybrałem nieco inną drogę, doliną Burhan

Pomimo tego, że ludzi po drodze spotkam pojedynczych, droga jest całkiem jezdna, w zasadzie nie ma mowy o pchaniu. Przecina się za to masę płytkich strumieni. Najwięcej jest w dolinie krów.

Lodowce są bardzo blisko, a widoki mogą spowodować bóle szyi, od zadzierania głowy w górę. Bonusem jest piękna pogoda, która się trafiła na czas przejazdu.

Zachód słońca, trzeba się dobrze ubrać. Brrr

Gdy zachodzi słońce, ekspresowo robi się zimno. Czas zalać kaszę, rozstawić namiot i włączyć kuchenkę. Kasza gryczana tutaj smakuje o wiele lepiej niż w domu. Inny sposób palenia ziaren, inna odmiana, czy może to, że jest się w podróży? Dorzucam jeszcze puchę tuszonki „halal” i mam zapas kalorii na wieczór i poranek.

Rano mam nietypową pobudkę. Na tropiku namiotu skropliło się trochę wody, którą zaczęła zlizywać krowa. Nie wiem kto się bardziej przestraszył, ja czy ona.

I do przodu

Słońce znowu świeci, można jechać dalej. Został jeszcze kawałek drogi, na przełęcz Arabel. Tutaj już muszę kawałek podepchnąć pod serpentyny. Jednak ktoś tą drogę utrzymuje we względnej przejezdności. Na szczycie spotykam parę francuzów, w wypasionym, terenowym kamperze. Pytają się o drogę, jednak na czymś takim na luzie mogą ją przejechać.

Nawet jezioro jest

Na górze znajduje się szeroki, pełen strumieni i jezior płaskowyż. Początkowo plan zakładał jazdę dalej, w stronę lodowca Pietrowa i kopalni Kumtor. Jednak postępujące załamanie pogody i mocny wiatr odebrały chęć na to, żeby męczyć się z pogodą, kiblując na 3800 metrach. Przejechałem kawałek w stronę kopalni, gdzie mijały mnie wielkie amerykańskie ciężarówki Mack. Tablica przy drodze, w dwóch językach, brzmiała „Droga prywatna kopalni Kumtor. Droga do Ak-Shirak nie jest utrzymywana. Wezwanie pomocy nie jest możliwie, jedziesz na własne ryzyko.”. Tablica to odpowiedź na zawartość mapy Google. Wedle mapy, droga A364 miałaby podążać stąd przez Ak-Shirak do Enilczka. To oczywista bzdura, może kiedyś, gdy rozwijano przemysł wydobywczy, istniały plany takiej drogi. Jedyny powód, dla którego istnieje obecny przebieg A364, to potrzeby kopalni Kumtor.

Sama kopalnia to takie państwo w państwie. Tylko na jej potrzeby okoliczne drogi są przejezdne. Odpowiada za spory procent PKB Kirgistanu, a umowy i koncesje wydobywcze to potencjalnie źródło korupcji na najwyższym szczeblu.

Z miejscem, w którym teraz się znajduje, wiąże się jeszcze jedna historia. Na południe odchodzi jeszcze jedna, niemalże antyczna droga, która kiedyś łączyła jezioro Issyk-Kul z Sinciangiem. W 1916 właśnie tędy uciekali Kirgizi przed Rosjanami, na przełęcz Bedel, dalej do Chin. Wielu tej drogi nie przeżyło.

Kopalnia Kumtor utrzymuje drogę w dobrym stanie

Zwijam się w dół. Zanim jeszcze dobrze się rozpędzę, spotykam dwóch Rosjan, którzy wybierają się w drugą stronę, wzdłuż mojej trasy. Czyli jakaś wiedza o przejezdności tej drogi istnieje, co prawda nie wśród ludzi zachodu. Jadą tędy z Ałmat. Powiadają, że tam wszystkie części do roweru są do kupienia. Tylko jeszcze wtedy nie było ruchu bezwizowego do Kazachstanu.

W chmurę!

Czas na zjazd w dół. Znajduję się powyżej chmur, zakładam kurtkę, bo będzie zimno. Najbardziej daje po rękach, które kurczowo trzymają hamulce. Czas na utratę ponad 2000 metrów wysokości. Droga jest odnowiona i poszerzona, na potrzeby kopalnianych ciężarówek.

Poniżej podstawy chmur. Zimny zjazd

Za serpentynami znajduje się punkt kontrolny ze szlabanem. Akurat zjeżdżam za marszrutką-UAZem. Nie wiem czy było mi potrzebne jakieś pozwolenie, czy też nie. Zamiast się pytać, przejechałem za pojazdem w dół.

Pomnik Kamaza

Dolina Barskoon ma lekko turystyczny charakter. Jest tutaj sporo drzew i płynącej wody. Gdzieniegdzie pieką się szaszłyki. Ja jednak chce zjechać w dół, do jeziora.

Już widać jezioro Issyk Kul. Spędzę nad nim trochę dni

Dobijam do głównej drogi wzdłuż jeziora, ale ciężko tutaj o kawałek plaży na wyłączność. Przejeżdżam jeszcze przez kilka wiosek, w ostatniej kupuję piwo na nocleg. Potem główna droga odbija od brzegu, a wraz z nią zabudowania. Dojeżdżam do wody, dogania mnie burza. Otwieram piwo i cieszę się, że nie kibluje teraz gdzieś w górach. Bardzo chętnie wybrałbym się jeszcze raz w centrum Tienszanu, ale przynajmniej z pół miesiąca wcześniej.

Burza dotarła i tutaj

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.