Nie ufaj, gdy ktoś ma szersze opony od ciebie.

Mniej więcej tutaj urywa się ścieżka. Nosić roweru przez osuwisko mi się nie chciało, więc zawróciłem

Nazajutrz wstaję i zwijam majdan. Pogoda jest już znacznie lepsza. Zostawiam rower przy rzece i idę z buta, by rozejrzeć się za drogą. Śladów drogi w zasięgu wzroku nie ma, jest wielkie osuwisko. Opcja pod tytułem „teraz 1000m w górę”, z taszczeniem bagażu na raty na grzbiet, a potem cholera wie co po drugiej stronie, nie była zachęcająca. Stwierdziłem, że zadowolę się zobaczeniem doliny i zrobię wycof do obecnej drogi do Kazarman. Niespecjalnie pocieszony, zacząłem brodząc w potoku, schodzić w dół. Tak było szybciej.

To będzie nowa piękna droga

Zaczepił mnie budowlaniec. Gdzie się spieszysz? Choć pogadać. Miał ze sobą wielki słonecznik, którego zbiory trwają w dolinie. Główna informacja o której wszyscy dyskutują, to śmierć wieloletniego prezydenta Uzbekistanu, Karimova. Rządził od 1990 w sposób dyktatorski, dość skutecznie tępiąc opozycję, a jeszcze skuteczniej islamistów. Już gdy wyjeżdżałem z Osz, wiadomo było, że trafił do szpitala i z niego nie wyjdzie. Stosunki między Uzbekistanem i Kirgistanem nie są najlepsze, a dyktator to zawsze pewna stabilizacja, która została w tym momencie przerwana.

Wróciłem do Dmitrijewki. Odwiedziłem jeszcze knajpę i zacząłem ponowną drogę w górę.

Droga jest mocno pokręcona

Pokręcona droga wzdłuż rzeki Urum-Baszy daje sporo cienia. Po paru kilometrach rozbijam się w starym sadzie obok drogi.

Well, shit. Przypieczony plastik regulacji klocków

Kolejna awaria, nie mogę wyregulować klocków hamulcowych z przodu. Tzw. „nieruchomy klocek” stał się bardzo nieruchomy, łącznie z regulacją. Zapiekł się na tyle skutecznie, że obrobiłem gniazdo klucza torx. W normalnych warunkach daje się obracać go ręką, przy pomocy czerwonego plasticzku. Plastik jest nadtopiony. Rozbieram zacisk, a całość zalewam smarem do lag amortyzatorów „brunox”. Następnego dnia rano, mogę już kręcić zaciskiem, przy pomocy klucza nasadowego. Uff, kolejna naprawa udana.

Stąd już widać serpentynki

Czas w końcu wyjechać z doliny Fergany. Podjazd już czeka, a chmury wiszą. Ambitnie poprowadzonymi serpentynami, jadę powoli w górę. Jest parę miejsc, gdzie spływa woda i można napełnić bidony. Spotkam także innego rowerzystę z naprzeciwka, Bułgara. Jedzie konkretnie obładowany, na stopach ma klapki. Ucinamy sobie pogawędkę, zeszło na tematy pograniczne. Trochę ponarzekał sobie, że Bułgaria nie jest w Schengen, no i na to, że do Kirgistanu dalej potrzebuje wizy. Ja opowiadam historię z Irkeshtamu, on swoją z Ameryki Południowej. Przeprawiał się gdzieś przez góry, przejściem granicznym, które nie jest przeznaczone dla obcokrajowców. Pogranicznik przepuścił go, ale kazał w mieście iść na policję, żeby wbili mu pieczątkę do paszportu. Za to w mieście nie wiedzieli co z nim zrobić i trzymali go nie wiadomo na co. Wyszło na to, że musiał dać jakąś śmieszną łapówkę, żeby podwieźli go na lotnisko i tam wstawili stempel.

Punkt widokowy

Przełęcz pokonana, choć nisko wiszące chmury odbierają część widoków, a wysoka wilgotność męczy. Czas na zjazd, upalę trochę klocków. Szutrowa droga w niektórych miejscach przypomina tarkę i trzeba trochę wysiłku, by nie wylecieć z siodła. Przyczepność taka se. Po zjechaniu na poziom rzeki, muszę wygrzebać siatkę na głowę, dziesiątki muszek utrudniają jazdę. Dojeżdżam do rzeki Kugart i tutaj rozstawię się na noc (rzeki po obu stronach przełęczy Kugart nazwano… Kugart!)

Na dalszym zjeździe jest konkretna tarka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.