Norte Chico

Za miejscowością Papudo droga wzdłuż wybrzeża się kończy. Nad oceanem, na dalszym odcinku, jest autostrada, Ruta 5 (Panamericana Norte). Co prawda nie jest to jakieś straszne ograniczenie, bo rowery tutaj po autostradach jeżdżą, to postanowiłem wyznaczyć trasę tak, by tą drogą nie jechać.

Plaża w Papudo

Pierwszy etap to wjechanie w stronę lądu. Chwilowo żegnam się z wodą na opustoszałej plaży w Papudo. Jadę do La Ligua, nieco podupadłego miasteczka w dolinie rzeki o tej samej nazwie. Uzupełniłem tam zapasy i ruszyłem w drogę do następnej doliny, najkrótszą drogą. Pełne zachmurzenie nieco ułatwiało jazdę, ale wysoka wilgotność już niekoniecznie. Na serpentynach podjazdu zwyczajnie zdycham. Oj, nie mam formy.

Ciężko idzie jazda

Po podepchnięciu ładnego kawałka, w sąsiedniej dolinie uderzył mocny wiatr. Trzeba było powoli zjeżdżać w dół, a następnie trochę pomęczyć się z bocznym wiatrem. Dziś czekał mnie jeszcze przeskok do trzeciej doliny. Tym razem droga pięła się powoli w górę, ze stałym nachyleniem. Pomyślałem sobie, że nadawałoby się to na linię kolejową.

Tak, stara linia kolejowa

Gdy dojechałem do tunelu, stało się jasne, że to była linia kolejowa, a tunel jest jej pozostałością. Wąski, na jeden niezbyt duży samochód, ma nawet sygnalizację świetlną. Założyłem czołówkę, poczekałem aż pojedzie kolejka aut i ruszyłem. W środku nie ma utwardzonej nawierzchni, jest za to masa pyłu ograniczającego widoczność i błota przy końcówce.

Obiekty inżynieryjne zachowane, obecnie ruch samochodowy

Uff, przejechane. Niezbyt fajny tunel. Po drugiej stronie następuje zmiana. Droga zmienia się w szutrową, a krajobraz na półpustynny. Włączyłem internet i poczytałem trochę. Ta linia nie jest używana od co najmniej pół wieku, odkąd wytyczono bardziej płaską przy wybrzeżu. Dzisiaj i tamta nie funkcjonuje, ale przynajmniej tory zostały. Tutaj ostały się tylko obiekty inżynierskie, przez co miejsca jest na jeden pojazd. Skutecznie ogranicza to ruch samochodowy. Postanowiłem trzymać się śladu starej linii na ile to możliwe.

We wsi Tilama zatankowałem wodę i pojechałem jeszcze kawałek w górę, by rozbić się z namiotem nieopodal drogi. Choć w dzień jest ciepło, to po zmroku temperatura szybko spada.

W nocy obudziła mnie chodząca po mnie mrówka. Cóż, utłukłem i próbuję zasnąć ponownie. Znowu mam wrażenie, że coś po mnie chodzi. Hmm, włączam czołówkę i podnoszę karimatę. O cię… Mrówki zrobiły sobie ścieżkę pod moją karimatą oraz dziury w podłodze w okolicy głowy i nóg. Trzeba było przenieść namiot w środku nocy w jakieś inne miejsce. Ledwie na 4 noclegu nowiutki namiot stracił „świeżość”. Lepszy efekt ujrzałem rano, z pokrowca owady bezczelnie zrobiły sieczkę.

Mrówki wpieprzyły mi część pokrowca od namiotu i kawałek podłogi

Następnego dnia czekał mnie krótki podjazd do następnej doliny, skąd kolejny w drodze do Illapel. Tutaj występuje seria trzech krótkich tuneli. Jeden z nich ma całkiem zabawną nazwę. Na jednym była wybita data, 1916.

Następny z tuneli

Po południowej stronie droga jest szutrowa, ale właśnie trwał drobny remont. Możliwe, że położą tam asfalt.

Widać trochę śniegów

Po drugiej stronie elegancka nawierzchnia już jest. Wraz z widokiem na ośnieżone szczyty. Do Illapel dojeżdżam wzdłuż torów, ale mocno pokręconą drogą. W dolinie powstał zbiornik irygacyjny. Za miastem jest szeroka dolina, w której rosną głównie kaktusy. Nie przeszkadza to oczywiście grodzić na potęgę. Po co?

Wzgórza z kaktusami, ogrodzone siatką. Po co?

Następnego dnia dojeżdżam do Combarbala. Wypalone słońcem wzgórza, w dole których utworzono zbiorniki irygacyjne, by gdzieniegdzie mogło się nieco zazielenić.

Nawodnione winogrona

Powoli, główną drogą jadę za Monte Patria, nad kolejny zbiornik. Wiatr wieje solidnie. Za dnia słońce pali, a wieczorem jest na tyle chłodno, że zakładam puchową kurtkę.

Nad zbiornikiem za Monte Patria

Dojeżdżam do Ovalle, skąd do La Sereny jest ledwie 90 kilometrów. No, ale jest to nudna autostrada. Uzupełniam zapasy i wybieram mocniej pokręconą drogę przez góry, doliną rzeki Hurtado. Gdy jestem na wylotówce z miasta, łapie mnie lokalny rowerzysta, serwisant ze sklepu rowerowego. Chwilę gadamy przez translator. Wyprowadził mnie z miasta boczną drogą i zasugerował, by zjeść coś w ostatniej wiosce.

Ze zbliżenia

Trasa jest tutaj oznaczona jako turystyczna. Pomiędzy dolinami rzek Hurtado i Elqui, na górskich szczytach zlokalizowano kilka obserwatoriów, między innymi El Tololo i La Silla. Powietrze jest tutaj bardzo przejrzyste, a na większej wysokości pokrywa chmur występuje bardzo rzadko.

Patagonki, dźwięki srok na sterydach

Mam też okazję pierwszy raz obserwować papugi, patagonki. Wywołują niesamowity harmider i raczej daleko temu do śpiewu. Coś bliżej sroki na sterydach.

Coś sypnęło na górze, na dole pali słońce

Droga jest w większości szutrowa. W wioskach jest asfalt lub kostka. Widoki są za to całkiem niezłe. Późnym wieczorem dojeżdżam do wioski Hurtado. Lokalizuje knajpę o której wspominał spotkany rowerzysta. Dogaduję się jako tako i dostaję kawał pieczeni z kozy, sałatkę z warzyw, deser i piwo w cenie około 28 zł, co na Chile jest wyjątkowo niewygórowaną kwotą.

Przed odbiciem na drogę do Vicuña zlokalizowany jest posterunek Carabineros. Tabliczka głosi „Control obligatorio”. Zatrzymuję się i idę do środka. W praktyce to nie za bardzo wiedzieli o co mi chodzi. Gdzie jedziesz? Do Vicuña. No to jest tamtędy, w czym problem?

Zatem ruszyłem w górę, wyjeżdżając za wieś i tam rozstawiając się z namiotem, ucząc się przy okazji, żeby takie znaki olewać.

Z przełęczy na przełęcz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.