Witamy w Peru

Uprawy tarasowe

Następny dzień to jazda w górę i dół, po zboczach góry. Uprawy tarasowe i systemy nawadniające tworzą miejsce do życia dla „tutejszych”. Dzięki wodzie z gór, mimo braku deszczy, ten teren opanowali rolnicy.

Miejscowość Puquina

Dojeżdżam do większego miasteczka, Puquina. Nie chcę zjeżdżać w dół, więc zachodzę do jadłodajni przy drodze. Ponieważ dziś niedziela, starowinka w kuchni serwuje świąteczny obiad, Chicharron de chancho. Kawałki wieprzowiny smażone, a w zasadzie uprażone w oleju. Wraz ze skórą, tłuszczem i kością. Do kompletu czerwona cebula, biała kukurydza i mięta. Niezdrowe, tłuste, a jakie dobre.

Bardziej płaski fragment

Od Puquiny zaczyna się asfaltowa droga. Teren powoli też się zmienia, zaczyna się półpustynny kawałek u stóp masywu wulkanu Pichu Pichu. Rozstawiam się po zmroku. Jak się potem okaże, rozstawiłem się na małym kaktusie, który przebił dwie podłogi namiotu i karimatę. Jakby ktoś się zastanawiał, czemu nie zabieram dmuchanego materacyka, to właśnie dlatego.

Czas na zjazd do Arequipy. Ponieważ to drugie największe miasto w Peru, otacza go pierścień mniejszych miejscowości o chaotycznej zabudowie. Czasami trochę syfiastycznie to wygląda, z dokładką walających się śmieci. Wzrasta też ruch. Samochody, colectivos i wszystko inne zagęszcza się w stronę centrum. Na starym mieście trafiam na wręcz zator z taksówek.

Plaza de Armas w Arequipie

Przejeżdżam przez centralny plac i kieruję się na drugą stronę rzeki, do dzielnicy Yanahuara. Tutaj mam tani, bezproblemowy hostel i dobre miejsce, by na chwilę zostawić rower.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.