Z rana wyjeżdżam z miasta, drogą do miasta Kurt. Na nowym-starym kole jedzie się rewelacyjnie, ponownie mam frajdę z jazdy.
Miałem zamiar pojechać drogą przez góry, ale znowu pogoniło mnie wojsko. Muszę się cofnąć i pojechać główną drogą przez pustynię, bo innych dróg tutaj nie ma (a przynajmniej o nich nie wiem).
Tak fajnie mi się jechało po tej dziurawej drodze, że na dole urywa mi się mocowanie z sakwy, do którego był przywiązany sznur. Przez to tracę równowagę i zaliczam glebę. Straty własne niewielkie, ale mam wyrwaną dziurę w sakwie i spodniach, także będę jeszcze bardziej wyglądał na rowerowego żula.
Łącznie awaria zmarnowała mi sporo kasy i jeszcze więcej czasu. Teraz trzeba się spiąć, bo z wizy zostało 25 dni, a droga do przełęczy Irkeshtam długa.