Wylądowałem w Khovd z niesprawnym rowerem. Czas ruszyć głową, przepchnąć sprzęt na bazar i spróbować zrobić coś z niczego.
Na bazarach w Azji można znaleźć wszystko i jednocześnie nic. Jedyne, co stanowi linię podziału, to produkty spożywcze i przemysłowe, czyli wszystko inne. Wszędzie blaszane stragany i nieliczne murowane budynki, głównie z ciepłym żarciem. Wąskie chodniki, bramy nie ułatwiają wędrówki z obładowanym rowerem. Po zajrzeniu w większość zaułków ląduje na dużym placu we wschodniej części targowiska. Uwagę przykuł stragan, na którym pomiędzy żelastwem wisiało kilka przerzutek i manetek. Obsługiwała go starsza kobieta i młody chłopak.
Skoro coś znalazłem, to zdejmuję koło i pokazuję na migi czego szukam. Na razie szukam łożysk. Chłopak prowadzi mnie po okolicznych straganach, ale wybór okazuje się bardziej niż do dupy. Jednak bazar w Uvs to było najlepsze, co dotychczas spotkałem.
Skoro nie łożyska, to może całe koło? Ponoć ktoś tutaj takie sprzedaje, ale muszę poczekać, bo przychodzi dopiero po 10. W czekaniu jestem dobry, więc wyciągam ciastka, częstuję chłopaka i gapię się po bazarze.
Wybija pora, można ruszyć się po koło. Jest kilka postawionych przed straganem, wszystkie z gwintem na wolnobieg, wszystkie na 26″, wszystkie wyglądające na odpad z produkcji. Chłopak trafnie zauważa, że powinienem wybrać jakieś proste. Koło kupione, no to czas na jakieś zębatki. Wybieram te, które są największe i nieopatrznie nakręcam na koło. Czemu nieopatrznie? Jak już wspomniałem, koło to odpad. Łożyska to kulki i konus, a to się łatwiej reguluje ze zdjętym wolnobiegiem. A wolnobiegu już nie zdejmę, bo kluczy tu nie mają. Kurwa.
Kupuję płaski klucz uniwersalny, z pomocą śrubokręta i innych rzeczy udaje się to wyregulować. Kółko się kręci. Tylko niestety wszystkie szprychy są luźno i to był prawdopodobny powód, dla którego koło wydawało się proste. Trzeba to wycentrować, na początek w rękach. Dużo kręcenia kluczem, ale zawsze mam ze sobą wygodny klucz do nypli. Nawet dostałem taboret ze straganu.
Koło wstępnie naprężone, można wrzucić do ramy i dokończyć dzieła. Tylko coś się rozstaw nie zgadza, 135mm to nie jest. Na szczęście sąsiednie stragany są pełne różnego barachła, a jako białas pozwalam sobie grzebać w śrubkach. Udaje się znaleźć pasującą wysoką nakrętkę, tylko teraz pozycja koła się zmienia i muszę całe przeciągnąć w lewo. Znowu kręcenie.
Mija sporo minut na zrobieniu koła, przekładam oponę i stawiam rower na miejscu. Teraz trzeba jakoś przerzutkę ogarnąć, tą akurat mają na straganie, obok którego zorganizowałem ten cyrk. Nie wygląda na szczególnie porządną, ale wyboru nie ma. Jest też linka do przerzutki, bo zapasu nie zamierzam się pozbywać. Dodatkowo łańcuch, żeby całość przeżyła tą operację. Jest jeszcze jeden element, aby całość zadziałała. Podczas awarii rozerwał się pancerz. Pancerz trzeba zastąpić takim od sprzęgła motocykla. Kawałek przycinam, a resztę wrzucam na dno sakwy. Jak się jeszcze potem okaże, nie będę go targał na darmo. Czas na montaż, muszę rozkuć łańcuch, ponownie go osłabiając. Przeciągam linkę, jeszcze regulacja i tadam, mam coś, co się toczy.
Czas na uporządkowanie śmieci. Pogiętą przerzutkę wyrzucam, zachowuję kółka. Aby było wygodniej, rozmontowuję stare koło na części, wywołując niezrozumienie na twarzy u chłopaka ze straganu. Wykręcam wszystkie szprychy, oddzielam uszkodzone. Chciałem jeszcze zdjąć kasetę, ale pytając się o klucz, dostałem do ręki młotek i przecinak. Kultura techniczna? A po co, a na co to komu?
Zatem do sakwy, w plastikowej torbie, trafia mega nieporęczna bryłka piasty z kasetą. Obręcz przywiązuję do worka na bagażniku.
Czas jeszcze rozliczyć się z kasy za części i pomoc. Łącznie kosztowało mnie to, w przeliczeniu na złotówki, niewiele ponad 100zł. Niestety cena odzwierciedla jakość towaru, zbyt mocno się na tym nie powłóczę, strach wjechać w teren. No, ale depnąłem w pedały i pojechałem po ulicy, co za radość! Biegi wchodzą nad wyraz dobrze. Nie mam tylnego hamulca, bo nie idzie zamontować tarczy. Na asfalcie jest on zasadniczo do niczego niepotrzebny.
Jako, że cały dzień zszedł na tym dziadostwie, zjadam kolację, uzupełniam zapasy i pakuję się na nocleg na wzgórze za miastem.