Następnego dnia mam do zrobienia przełęcz Karakol, która rozdziela wododział rzeki Karakol i rzeki Karakol (dla ułatwienia, na mapie zaznaczone jako zapadnyj Karakol i wastocznyj Karakol). Mijam szlak na Kegety i podjeżdżam w górę, jedna z ostatnich wysokich przełęczy na drodze.
Zauważam jeszcze kilku rowerzystów z drugiej strony, za którymi tłucze się wynajęty van. Po drugiej stronie czeka na mnie bardzo widokowa trasa, w pięknych jesiennych barwach. Prawie cały czas w dół, po równej, dobrej nawierzchni.
Nie wiem czy to przez porę roku, ale widokowo i rowerowo to jedna z lepszych tras.
Pogodę mam piękną, ale w oddali pada. Na graniach widać świeży śnieg. Koniec lata coraz bliżej. Na nocleg rozstawiam się przy rzece, w pobliżu wioski Suusamyr.
Z rana ruszam w dalszą drogę, w stronę głównej trasy. Najpierw do wioski, gdzie wyjeżdżono alternatywną ścieżkę, wobec rozsypanego asfaltu. Po drugiej stronie wysokogórskie bagnisko. W wiosce jest kilka sklepów, ale próżno w nich czegoś szukać. Znalazłem jedynie domowe ciastka owsiane, całkiem dobre.
Powoli dojeżdżam do drogi M41 Biszkek-Osz. Ruch tutaj jest duży, na szczęście jest pobocze. Wobec posuchy w wiosce, podjeżdżam do zajazdu przy drodze. Widzę dwie Francuzki z sakwami, które pakują się na pokład taksówki. Ponoć na drodze do Biszkeku jest tunel, który jest wyjątkowo średnio przyjemny do jazdy rowerem. Na szczęście, ja tamtędy nie jadę. Wchodzę do knajpy zjeść Lagmana.
Ruszam dalej, ale pogoda się załamuje. Zaczyna wiać na tyle mocno, że tempo mam poniżej 10 km/h. Uznaję, że nie ma co się kopać z koniem, dojeżdżam do najbliższego pagórka osłaniającego od wiatru, za którym ustawiam namiot.