Sprzętowo – Ameryka Południowa

Jak wyglądała ewolucja sprzętu na kolejną długą wyprawę? Rower za bardzo się nie zmienił, ale reszta sprzętu została w większości podmieniona.

Rower

Przygotowania roweru zacząłem od nowego tylnego koła. Stare nie wzbudzało mojego zaufania po awarii łożysk w Mongolskim Ałtaju, a następnie przepleceniu koła w Fuyun. Bazą została ta sama obręcz Alexrims FR30, szprychy DT Alpine oraz inny model piasty Novatec, D812SB. Ta ma łatwo dostępne, standardowe łożyska 6001. Niestety finalnie na zbyt wiele się to nie zdało, bo znowu rozpieprzyłem piastę, tym razem łamiąc oś. Przeplot koła w La Paz pomógł do końca wyprawy, a zamiennik chwilowo dogorywa na przejażdżkach po bliskiej okolicy.

Nie tak znowu trudno złamać tę 10mm rurkę ze stali

Wymieniłem tarcze na Avid Centerline, mniej zapychają się błotem (większe otwory). Jedną wziąłem w ramach zapasu, wymianę przeprowadziłem w połowie drogi.
Ponownie założyłem pedały zatrzaskowe Time, przetrwały bez problemu. Dalej jeżdżę w tych samych blokach, od kilkudziesięciu tysięcy kilometrów. Jak ktoś gada, że bloki szybko się zużywają, to pieprzy głupoty.

Poza tym, typowe wymiany przed podróżą. Nowa środkowa tarcza w korbie, łańcuch, kaseta, linki, pancerze, klocki, olej i uszczelki amortyzatora, chwyty kierownicy. Tutaj miałem problemy z przednim zaciskiem, ale ten dojechał do końca trasy.
Na przód trafiła nowa opona, ten sam model co poprzednio (Schwalbe Marathon Mondial 26×2.15), na tył przód, a tył został zapasem. Pod koniec tylna opona trafiła do kosza, lekkie bicie boczne. Jak na jazdę na niskim ciśnieniu z bagażem, nie jest źle.

Spanie

Dużo większe zmiany przeszła reszta ekwipunku. Zaczynając od namiotu. Poprzedni MSR Hubba Hubba miał już swoje lata i lekko pogięty po mongolskim wietrze maszt. Postawiłem na nowy model tej samej firmy, MSR Hubba Hubba NX. Nowiutkim namiotem zainteresowały się mrówki, dziurawiąc podłogę w dwóch miejscach i robiąc z pokrowca sitko.

Mrówki wpieprzyły mi część pokrowca od namiotu i kawałek podłogi

Tutaj ciężko mieć coś producentowi do zarzucenia, ale w kwestii szwów jest bardzo źle. W miejscu największych naprężeń, postanowiono zastosować pojedynczy szew i od tego miejsca zaczyna odłazić podklejenie. Pierwsze objawy miałem już po miesiącu. Tropik został po wyprawie wymieniony na gwarancji, ale nowy ma identyczne wady, które ponownie się ujawniają. Po drodze spotkałem kilku użytkowników MSR narzekających na inne wady (kiepskie zamki i wady stelaża). Także nie polecam. Marka MSR w ostatnich latach przechodziła z rąk do rąk i to nie jest to samo co kiedyś. Jeśli jakość nie jest lepsza niż w chińskim namiocie z Aliexpress, to po co przepłacać? Dodatkowo to nie są najtańsze namioty, a europejska dystrybucja traktuje nas jak bantustan (w momencie zakupu cena polska to 2,5k zł kontra niemiecka 1,5k zł).

Ten tropik już dobrej ulewy nie wytrzyma. Shame on you, MSR.

Aby nie martwić się wiatrem, zastosowałem tytanowe grube szpilki chińskiego producenta „TiTo”. Są to klony szpilek Hilleberg Stinger w normalniej cenie. Wbijanie kamieniem im nie szkodzi, co najwyżej polecą iskry.

Śpiwór również został wymieniony na nowy. Poszedłem na całość i zamówiłem w Cumulusie model Teneqa z wypełnieniem 900g hydrofobowego puchu. W górach Peru, na dużych wysokościach, naprawdę dobrze piździ, o każdej porze roku. Budzenie się z oblodzonym kołnierzem śpiwora nie jest niczym niezwykłym. Pod koniec podróży już był nieco oklapniętą szmatą, pranie tradycyjnie przywróciło go do formy.

Jako wkładkę do śpiwora stosuję wietnamski produkt, dostępny na ebay. Jest zdecydowanie lepszej jakości niż analogiczny produkt sprzedawany w sieci decathlon. Dodatkowo można wybrać kolor inny niż biały, przez co jej usyfienie nie jest aż tak bardzo widoczne. Oddawałem z resztą ciuchów na pranie w pralce, nic złego się z nią nie dzieje.

Kuchnia

Palnik ten sam co poprzednio, ale wyposażyłem się w dodatkową małą butelkę (250ml), z której nie wykręcałem pompki. Ten sposób, z dolewaniem paliwa do małej butelki, oszczędza pompkę i umożliwia wypalanie paliwa do końca (wężyk sięga dna). Dodatkowo na przechadzkę z plecakiem nie trzeba brać dużej butli paliwa.

Garnki te same, filtr do wody ten sam (znowu prawie nie używany). Jedyny dodatek to 10L torba na wodę od MSR. W komplecie z dwoma bidonami 12L było wystarczającą ilością na najbardziej odludne odcinki. Znacznie lepsze od wożenia n-butelek PET, które ciężko przytroczyć do bagażu. Zapach plastiku likwiduje się poprzez płukanie zawartości sodą oczyszczoną. Warto sobie zabrać konwerter do systemu camelbak, nakręcany na gwint torby (sprzedaje go izraelski Source).

Sakwy i sakiewki.

Nie jest zbyt głęboko

Po doświadczeniach z Mongolii powiedziałem sobie „dosyć zamków w sakwach” i od razu poprosiłem Rafała o uszycie framebaga i tankbaga w wersji zamykanej na rzepy i napy. Napy nie okazały się szczególnie potrzebne, sam rzep trzyma wystarczająco mocno. Ostatnio wymieniałem przerdzewiałe napy na nierdzewne od Pryma. Te powinny posłużyć dłużej.

Torba przednia została wymieniona na nowy model od MSX. Poprzednia była już wystarczająco zużyta i poprzecierana.

Sakwy tylne poprzednio nie przeżyły wyprawy. Tym razem pojechałem na nowych Vaude. Te mają zdecydowanie lepszy system mocowania. Dołożenie dodatkowego dolnego haka pozwala na usztywnienie ich na bagażniku, nie latają na wybojach. W jednej sakwie, tej cięższej (z jedzeniem), lekko popękało mocowanie jednego z haków. Nie było to jednak nic istotnego.

Najciekawszy element to zamiana worka na bagażniku na plecak. Planowałem trochę pochodzić po górach. Plecak z tych raczej lepszych (Deuter Guide 42, innych w szafie nie mam), więc mocowanie go bezpośrednio na bagażniku byłoby karkołomne (pilnowanie, by żaden pasek nie wkręcił się w koło). Dwa, cały pył z drogi elegancko wbiłby się w siateczkowe wypełnienie pleców. Potrzebny byłby system mocowania. Na pomysł trafiłem na aliexpress, tylko tam gotowy produkt był małym workiem na bagażnik. Za to pomysł mocowania można było skopiować, tylko trzeba było znaleźć chętnego na szycie. W tej kwestii pomógł mi Remi, który zrealizował mój pomysł.

Rynek w Lądku. Jest gniazdko przy latarni, jest kran z wodą

Nie jest to najlżejszy system, ale spełnił swoje założenia. Dodatkowo, na odludne odcinki, pomiędzy system mocujący, a plecak, lądował worek z wodą. Było to miejsce osłonięte od słońca, co zapewniało chłodną wodę do picia. Całość sztywna i dobrze zachowująca się podczas jazdy. „Dupa” od plecaka wystająca poza bagażnik w niczym nie przeszkadzała, bo w środku znajdowały się tylko lekkie, zabierające miejsce rzeczy (namiot, karimata, śpiwór i buty).

Ciuchy

W kwestii ubioru zmieniło się niewiele. Zaopatrzyłem się w koszule z długim rękawem (do sportów grawitacyjnych), które okazały się wygodnym ubiorem na pustynię. Stara bluza od Gore zastąpiona nową od Gore, spodnie tak samo. Spodni krótkich nie brałem, w zasadzie to przestałem w nich jeździć od czasu wyprawy po Azji.

Ciekawsze zmiany zaszły w butach. Poprzednie SPD rozpadły się na poprzedniej wyprawie, tym razem kupiłem Specialized 2FO. Nie są tak fajne jak poprzednie, ale schną dużo szybciej, siatka wewnątrz jest plastikowa, a nie materiałowa. Do chodzenia po mieście i po górach woziłem dodatkowo Decathlonowe buty Kalenji Trail MT. Sztywna podeszwa bardzo dobrze sprawdza się na skalistych podejściach. Niestety niski but ma swoje wady, głównie podczas schodzenia po luźnym gruncie (piachu i pyle). No, ale wysokie buty zajęłyby jeszcze więcej miejsca w sakwach i ważyły dwa razy więcej.

Elektronika

Tutaj zmian zaszło całkiem sporo. Do uwieczniania okolicy posłużył zestaw Pentax K-S2 i dwa obiektywy (18-85 mm i 55-300 PLM). Tym razem aparat zasilany z akumulatora, ale ten starcza na długo. Dwie sztuki zamiennie ładowane wystarczają mi bez stresu o brak zasilania.

Telefon to Motorola X4. W teorii i praktyce wodoodporny, musiałem tylko wyczyścić złącze po przejeździe przez Salar, bo nasypało się tam trochę soli i nie kontaktował właściwie na przejściówce OTG. Służył do zrzucania backupów z GPS i aparatu oraz łączności ze światem. Tutaj pomagał dual-sim, do którego regularnie kupowałem karty lokalnych operatorów. Na baterii trzyma przyzwoicie długo, wspomagany powerbankiem Xiaomi 20000mAh.

Cyk, jak nowe

Za GPS służył stary Etrex 20, który ma mnie już trochę dość. Guma zaczęła pękać na bocznych przyciskach, więc musiałem drutować czym się dało. Po powrocie naprawiony, kupiona nowa przednia obudowa z przyciskami. Licznika nie brałem. Za lampkę służyła tylko czołówka, po nocy nie jeździłem.

Waga

Dla chętnych, arkusz z rozpisaną wagą ekwipunku. 25kg, nie jest lekko. Przytyło się głównie przez ciężkie obiektywy aparatu i plecak.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.