Ucieczka od deszczu

Ponownie przez altiplano

Rano po chmurach i deszczu nie ma już śladu. Jest za to kolejna zmiana krajobrazu. Za przełęczą czeka na typowe bezdrzewne Altiplano. Tutaj już ruch jest większy, bo na drodze i autokar się mieści.

Ot, typowa miejscowość po drodze

Na początek zjazd do Velille, jeszcze z asfaltem. Samo miasteczko raczej mało ciekawe. Za nim zaczyna się kawałek tłocznej szutrówki z kopalnianymi ciężarówkami. Kawałek dalej rozjazd na dwie równoległe drogi do Espinaru. Tą bardziej południową jeżdżą ciężarówki, a tą północną wybieram ja. Jest kawałek świeżego asfaltu, który urywa się przy zjeździe na kopalnię Chilloroya.

Tutaj już asfaltu nie ma

Czeka mnie ostatnia wysoka przełęcz, na poziom 4700m. Zachodzi słońce i ewidentnie zaczyna pizgać. Chcę zjechać za widnego jak najniżej w dół. Na serpentynach obskakują mnie psy, pilnujące budek i maszyn drogowców. Chwilę zajmuje odgonienie ich kamieniami. Zmęczony, zjeżdżam jeszcze tylko kawałek dalej, w miejsce, z którego drogowcy wybierali kruszywo, aby mieć osłonę. Rozstawiłem namiot i grzeję makaron. Zza drugiej strony rzeki przypałętał się jegomość z psem. Oprócz standardowych pytań, pytał się kilkukrotnie o paszport. Więc ja stwierdziłem, „a nie poszedłbyś ty na chuj?”. Oczywiście po rosyjsku nie rozumiał. Coś zaczął gadać o wzywaniu policji. Wzywaj do woli, najbliższy komisariat kilometry stąd, nawet zasięgu komórkowego tu nie ma. W końcu polazł i miałem od niego chwilę spokoju.

Nazajutrz wstawiłem garnek na palnik. Znowu przylazł ten sam typ, ale tym razem nawet nie chciało mi się z nim kłócić, tylko zlałem jego pieprzenie. Zwinąłem majdan i ruszyłem w dół.

Długa prosta do Espinaru

Płaska droga prowadzi przez płaskowyż, aż do górnego biegu rzeki Apurimac. Jest tutaj stary most w płytkim kanionie, za którym już ledwo kilka kilometrów do miasta. Espinar, lub też Yauri, to całkiem spory ośrodek. Na wschód od niego znajduje się olbrzymia kopalnia miedzi. Krzyżuje się tutaj kilka tras, to dobre miejsce na uzupełnienie zapasów. Po obiedzie ruszam w stronę, dalej trzymając się drogi PE-3SG. Pierwszy odcinek za miastem jest jeszcze rozkopany, reszta to świeżo oddana do użytku droga.

Kolejna burza

W jeździe przeszkadza mocny wiatr. Zaczynają też zbierać się gęste chmury. Będzie chwila ulewy, zakładam kurtkę i ciągnę dalej, tu i tak nie ma żadnej osłony. Długo nie padało, przy rozstawianiu namiotu będzie z powrotem sucho.

Wjeżdżam do regionu Puno

Kolejny dzień, kolejna przełęcz, wjeżdżam w kolejny region. Tym razem granica na wododziale rozdziela zlewnię jeziora Titicaca. Tym razem też wiatr nie pomaga i trzeba się trochę namęczyć. Docieram do końca drogi PE-3SG w mieście Ayaviri. Jest pora obiadowa, co można tutaj zjeść? Dziś w garnku „Rosół z kozy”. Rosołki w Peru nie mają wiele wspólnego z tymi naszymi, to przede wszystkim gigantyczna micha z mięsem i ziemniakami, wypełniona wywarem.
Czas wjechać na chwilę na główną trasę Cusco-Juliaca, według relacji rowerzystów, całkiem często obieraną. Trochę to dziwne, bo poza płaskim przebiegiem, droga innych zalet nie posiada. Brak pobocza i spory ruch raczej przyjemne do jazdy nie są. Dodatkowo dostaję dodatkową porcję wiatru w pysk. Udaje się uciec przed kolejną burzą i mogę ją obserwować z oddali, przy kolejnym miejscu noclegowym.

Namiot rozstawiony, ucieczka przed zlewą udana

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.