Ucieczka od deszczu

Z rana został mi tylko kawałek tłocznej drogi, odbijam na bok w stronę Lampy, by ominąć duże miasto, Juliacę. Tutaj też jest asfalt, a ruch znacznie mniejszy. Z oddali mogę obserwować przechodzące w okolicy burze, pora deszczowa jest już w pełni. Jednak jeśli ma się trochę szczęścia, a ja mam, to dużo wody na głowę mi nie spadnie.

Nad górami znowu leje

Za Lampą droga jest w budowie, większość asfaltu jest już położona, a reszta będzie na dniach. Docieram do głównej drogi Arequipa-Puno, ale też chcę uniknąć tłoku i jadę na boczną trasę przez miejscowość Manazo. Ta droga miała kiedyś asfalt, ale ten już w większości został wytłuczony. Jeden z gorszych odcinków.

Tą burzę mogłem poobserwować z bezpiecznej odległości

Zostało mi ledwie kilkanaście kilometrów do Puno, ale nad jeziorem i miastem przechodziła już duża burza. Rozstawiłem się z namiotem na wzgórzu i mogłem podziwiać widoki. Po zmierzchu zauważyłem światło latarki i dwie osoby idące w moją stronę. Gdy byli już w odległości kilku kroków, powiedziałem „Hola!” i poświeciłem im czołówką po głowach. Trochę podskoczyli do góry, bo chyba nikogo się tutaj nie spodziewali. Dwóch chłopaków poszło na wzgórze zagonić bydło w bezpieczniejsze miejsce przed burzą. Powiedziałem co tutaj robię i pożyczyliśmy sobie dobrej nocy. Mogłem w spokoju dalej gapić się w niebo.

Jedno z większych miast, Puno

Następnego dnia został mi ostatni kawałek dziurawej drogi i ląduję na przedmieściach Puno. Teraz zostało tylko zjechać w dół do centrum. Jednak podczas jazdy bez pedałowania, znowu zaczyna mi zaciągać łańcuch. Czyli znowu coś się zepsuło w tylnej piaście. Ląduję w tanim hotelu w centrum miasta. Wpycham rower do pomieszczenia gospodarczego na parterze i będę patrzył co jest grane.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.