W górę Bio-Bio

Jedne z fajniejszych dróg

O poranku mam jeszcze sporo metrów w dół i pustą drogę dla siebie. Mimo, że nieużywana od dłuższego czasu, to przyjemnie się po tym jedzie na szerokich oponach. Jednak mimo braku ludzi, trafię na spore zgromadzenie.

Niezłe zbiegowisko (Sępniki czarne)

Padła i częściowo gnijąca koza przyciągnęła masę padlinożernych ptaków. Większość to sępniki czarne, ale i Karakarę też mogłem zaobserwować. Cała masa na drodze, drzewach i pobliskiej polanie, w okolicach setki. Cóż, dużych, dzikich ssaków nie ma tu zbyt wiele, ale ptaków Patagonia ma pod dostatkiem. Im płoty nie przeszkadzają w przemieszczaniu się.

Oraz nowy most

Po kilku kilometrach docieram do zabudowań i kolejno tunelu oraz mostu nad Bio-Bio. Wróciłem na drogi powiedzmy „publiczne”. Spod krzyżówki przy moście Contraco można pojechać na południe w górę Bio-Bio lub kręcić się dalej wokół zbiornika Ralco. Ja wybrałem to drugie, co oznacza trochę jazdy po świeżej drodze, poprowadzonej góra-dół. Postawiono tutaj nawet wiatki przystankowe, choć żadnego autobusu nie widziałem. W dalszej części wjeżdżam na kolejny prywatny teren, czyli Fundo Lolco. Tym razem bez opłat i innych atrakcji.

Wodospadzik

Cały czas mam widok na wulkan Callaqui, ten sam co dwa dni temu, bo pomimo nabitych kilometrów, dopiero teraz jestem po drugiej stronie zbiornika Ralco. Mogę teraz udać się w górę, na większą przełęcz. Droga jest miejscami mocno piaszczysta, ale jedzie się przyjemnie. Miałem plan na wjazd przez przełęcz Lonquimay (wariant 3). Niestety tutaj odbiłem się od strażników z CONAFu. Niestety oficjalnie jest to szlak pieszy i z rowerem (tym bardziej obładowanym) nie wpuszczają. To jest kolejny punkt, którego w Chile nie lubię. To są mentalni Niemcy, jak nie wolno, to nie wolno, a dyskusja jest jak z obrazem. Szkoda zatem tracić czas, cofam się kawałek i jadę w górę rzeki Lolco, w międzyczasie opuszczając teren Fundo Lolco.

Wzdłuż zwałów lawy

Nie ma co płakać, droga dla aut też jest ciekawa, jedzie się obok zwałów zastygniętej lawy. Sprawcę tego urozmaicenia zobaczę jutro, ale dziś zaparkuję z namiotem przy jeziorze, które powstało przy okazji tego samego wypływu lawy. Blisko drogi, ale mało kto nią jeździ. Martwe, wypalone drzewa dalej wystają z wody. Zbiornik przyciąga jednak trochę ptaków.

Jezioro, które powstało po erupcji

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.