W górę Bio-Bio

U dołu "stożek bożonarodzeniowy", przez który wypłynęła lawa w dolinę Lolco

Rano zostało tylko wjechanie na przełęcz. Za pierwszymi serpentynami widać wulkan Lonquimay. Pole lawowe poniżej powstało całkiem niedawno. Lawa wypłynęła z bocznego stożka w Boże Narodzenie 1988. Wypływała w niezbyt szybkim tempie przez 13 miesięcy, wypełniając górną część doliny Lolco. Dopiero z góry widać jak olbrzymia jest powierzchnia zastygłej lawy.

Pole lawowe w dole i wulkan Callaqui (ten sam co 3 dni temu)

Po drugiej stronie wulkanu wita cywilizacja. Na stokach są wyciągi narciarskie, a kawałek niżej dawno niewidziany asfalt. Zjeżdżam w dół, do głównej drogi. Ta jest całkiem tłoczna, ale fragmentarycznie da się ją ominąć, jadąc ścieżką po starej linii kolejowej. Nie jest długa, ale całkiem przyjemnie położona.

Droga rowerowa po starej linii kolejowej. Szkoda, że krótki kawałek

Niestety to tylko kilka kilometrów, trasa po całej linii byłaby czymś wartym uwagi. Niestety z własnością gruntów i tego typu sprawami, nie jest zbyt łatwo w Chile. Ja zjeżdżam do Curacautin. To małe miasteczko pod górami będzie dobrym miejscem na odpoczynek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.