W poszukiwaniu drogi do centrum Ałtaju.

Rano, po szalejącej w nocy burzy, nie było już śladu, a słońce zachęcało do tego, żeby ruszyć dalej. Okolica jeziora Uvs to nisko położona kotlina, wyżej panują bardziej znośne warunki klimatyczne.

Miałem jeszcze kawałek asfaltowej drogi w kierunku Rosji, ale zaintrygowała mnie boczna droga do wioski Turgen

Droga do wioski pod górami

Wioska jest położona nad rzeką o nazwie Turgen, zasilaną z lodowca w górach Turgen. Kreatywność w wymyślaniu nazw to nie jest mocna strona Mongołów. Rzeka płynie wąskim, stromym kanionem i od tej strony żadnej drogi nie ma. Za to chłodna, czysta woda, rozlewająca się po rowach melioracyjnych, tworzy przyjemny mikroklimat. Udaje mi się jeszcze znaleźć mini sklep otwierany „na żądanie” i kupić co nieco. Wracam do głównej drogi i odbijam na właściwą trasę w góry. Czeka mnie teraz męczące 800 metrów w górę. Dodatkowo zaczyna się mocny, zwalający z roweru wiatr i lekki deszcz. Przepcham się dalej w górę, byleby szybciej trafić w osłonięte miejsce. Decyzja okazała się wyjątkowo trafna, za mną przetacza się burza.

Opłacało się podepchać trochę pod huraganowy wiatr. Nawałnica mija mnie od tyłu.

Dalszy fragment drogi wiedzie wąwozem, gdzie droga jest osłonięta. Można za to podziwiać pasące się nad głową krowy.
Tutaj ledwo kilka kilometrów wystarcza, by znaleźć się w zupełnie innym miejscu, znacznie przyjemniejszym od pustyni. Wysokogórskie łąki wschodniej części Ałtaju

Przede mną wysokogóskie pastwiska

Droga rozdziela się tutaj na kilka ścieżek, ale większość z nich łączy się ponownie koło jeziora Uureg. Wybrałem tą ścieżkę, która była najkrótsza. Jest tutaj jeszcze kawałek w górę, a potem naprawdę piękny zjazd w stronę jeziora. Droga w dół wiedzie wąwozem, a jego ściany są lekko nachylone. Trochę jak na torze downhillowym, świetna zabawa.

Drogi są tutaj dość ambitnie poprowadzone. Amortyzator wskazany dla dobrej zabawy

Zabawę psuje tylko stan mojego roweru, końcówkę kończę z rozpiętym łańcuchem sunącym po ziemi. Na szczęście to świeży łańcuch i spinka nie poleciała w krzaki. Zapamiętajcie sobie, spinki do łańcucha nie działają na skaczącym bębenku.

Po ponownym spięciu łańcucha udałem się w stronę brzegów jeziora. Blisko rozstaju dróg znajdują się pozostałości jakiejś osady i tablica z informacją o ochronie przyrody. Jest to ostatnie miejsce, by odbić na prawdziwą, główną drogę, w stronę kopalni Khotgor. Za to ja radośnie pojechałem dalej na północ, szlakiem, który jest przejezdny chyba tylko zimą. Jest to droga blisko granicy z Rosją, ale nikt nie powinien z tego powodu robić problemów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.