Rano znowu piękne widoki. Do końca przełęczy zostało około 500 metrów w górę. Będzie kolejna zmiana krajobrazu, na wysokogórskie łąki.
Dojeżdżamy do turystycznego, zamieszkałego przez Mongołów Bayanbulak. Jest tutaj targ, także okupujemy się owocami, jest też piekarnia.
Mamy do przejechania kawał płaskiego, ale psuje się pogoda. Mamy w ekipie jedną dziewczynę, na którą zwykle czekamy na podjazdach. Jednak przy tym wietrze w twarz i ogólnej pizgawicy, ciężko ją dogonić. Zbieramy się przy starym, zamkniętym barze. Co robimy dalej? Przekonuję resztę, że zakładamy kurtki i napieramy dalej.
Ciśniemy jeszcze około 20 kilometrów. Obok trwa budowa osiedla w górach. Przekonują mnie, żeby przeczekać tutaj do jutra. Dogadujemy się z robotnikami i zajmujemy jeden z budynków.
Wiecie, ja mam nie po kolei w głowie i dopóki wiatr nie zrzuci mnie z siodła, to nawet nie myślę się zatrzymywać. Jednak postój był dobrym rozwiązaniem. Pogoda wcale się nie poprawiła, zacina deszcz, a temperatura kręci się w okolicach 5 stopni. Wyżej już pada śnieg. Chińska kuchenka prycha i nie chce się palić, na szczęście moja nie ma żadnych problemów. Grzejemy żarcie, zasłaniamy dziury na okna dyktami i idziemy spać.