Urwana pętla po Ałtaju.

Im dalej, tym lepiej

Następnego dnia czekały mnie następne kilometry nad rzeką. Wraz z nabywaniem wysokości klimat robi się przyjemniejszy. Przed ostatnią wioską robi się małe rozlewisko strumieni, ale nie ma tam bagna. Sama wioska o nazwie Ałtaj (nudne te nazwy), wygląda lepiej niż można by się tego spodziewać. Jest kilka sklepów i całkiem dobry wybór towarów. Jeszcze proszę sprzedawcę o nalanie wody do butli. Prowadzi mnie na zaplecze, gdzie ma własne przyłącze do wody i piec. Takich wynalazków to ja dawno w akcji nie widziałem, a zwłaszcza na takim zadupiu. Dalszą drogę wybrałem lekko na zachód, w stronę jeziora Cigirtaj. Istnieje droga na wschód, ale wtedy pakujemy się centralnie na posterunek pograniczników (jest na OSM) i nie wiem co oni na to powiedzą.

Jezioro, źródło dla rzeki. Stąd jakieś 20km do granicy

Kamienistą, lekko stromą drogą dojeżdżam do jeziora. Widać jeszcze masę śniegu na granicznym grzbiecie. Zawijam się stamtąd równie szybko, bo w teorii nie powinno mnie tu być. Aby nie cofać się zbyt daleko, robię wpych pod zbocze i ląduję na płaskowyżu, na którym drogi muszę poszukać sobie sam. Na tym terenie prawie każdy wybór jest dobry.

Deep blue

Mijam sporo śródgórskich jezior, które lepiej omijać od strony gór, bo z większości wypływają strumienie i tam bywa bagniście. Nie ma za to tutaj żadnych pieprzonych komarów.
Im wyżej, tym bardziej zielono. W pobliżu pastwisk jest cała masa rozbitych jurt. Dalsza droga prowadzi do doliny czterech jezior, którą omijam. Tutaj decyduję się na wpych na nocleg na przełęczy. Istnieje stąd też inny szlak, omijający masyw góry Cengel Chajrchan. Jednak wedle relacji Afrykanera spotkanego w Olgij, to droga nie nadaje się na rower, bo na konia też nie za bardzo.

Te białe placki na dole, to jutry. Nie brakuje tutaj ludzi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.